Sunday, December 19, 2010

Saturday, December 11, 2010

Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zla...

Powoli zaczyna sie zima. Ulice, przykryte mgla wygladaja szarzej niz zwykle. Samoloty nie startuja, pociagi sie spozniaja. W domu i na ulicach zimno i jedyne o czym marze to lezec przez caly dzien pod kocem przytulona do kotow.

Wbrew temu co wiekszosci sie wydaje zima w Delhi nie jest wcale mila. Co innego na cudnym poludniu – tam zawsze jest raj! Ale Delhi niestety jest bardzo kaprysnym miastem jesli chodzi o pogode.

Zima jest przede wszsytkim zimna. W nocy temperatura potrafi spasc do 5 – 6 stopni, w dzien jest kilkanascie stopni. Tegoroczna zima zaczela juz zbierac swoje ofiary – w tym tygodniu znaleziono juz pierwszych bezdomnych, ktorzy zmarli z powodu zimna.
Mieszkanie tez nie jest przyjemnym miejscem – marmurowa posadzka jest lodowata, podobnie jak woda lecaca z kranu. Zeby sie wykapac trzeba sobie wode zagrzac w wiaderku do ktorego wklada sie grzalke wielkkosci mojego przedramienia. Nie musze tez pewnie dodawac, ze w mieszkaniach nie ma centralnego ogrzewania. W nocy spie pod spiworem i kocem, ale na szczescie moje dwa darmowe kocie piecyki uwielbiaja przytulac sie do mnie pod kocem w zimowe noce.
Zima to rowniez „sezon” – sezon festiwali, spektakli teatralnych, koncertow i pokazow tanca. Teraz trwa International Arts Festival, w styczniu bedzie Bharat Rang Mahotsav - miedzynarodowy festiwal teatralny, i wiele mniejszych festiwali. Codzinnie wieczorem mozna sie gdzies wybrac.
Zima, to tez „sezon slubny” – tysiace par pobiera sie zima wlasnie. Wieczorem w wielu mnieszych uliczkach rozstawiane sa namioty, w ktorych odbywaja sie przyjecia weselne.
Zima to czas kiedy nie mam ochoty chodzic na zadne zajecia. Moje cialo czuje sie sztywne, palce nie chca sie zginac tak jak potrzeba, stopy slizgaja sie po podlodze.
Zima to czas mgly. Problemu z transportem lotniczym i kolejowym.
Zima to tez czas pieknych kaszmirskich szali i welnianych kurt. Czas rekawiczek, skarpetek i czapek. Czas herbaty z mlekiem i imbirem, goracego gulab jamuna, gajar ka halwa (slodycz zrobiony z marchewki), czas dlugich dyskusji przy kawie i herbacie i swietny moment na czytanie ksiazki pod kocem.

Thursday, December 2, 2010

Big fat Indian wedding...

Ostatnich kilka dni spedzilam u rodziny bardzo bliskich przyjaciol, ktorzy zaprosili mnie na slub swojej corki.
Jak bylo?





Wniosek 1. Rodzina indyjska funkcjonuje mniej wiecej tak samo jak cale Indie – jest to dobrze skonstruowana anarchia, ktora tak na prawde nie wiadomo na czym sie upiera i dlaczego jeszcze nie upadla. W indiach mamy system patriarchalny, prawda? Ale rola mezczyzny ogranicza sie do tego, ze ma on byc dostawca pieniedzy. Ma sponsorowac dom, ubrania i jedzenie, ale nie powinien sie raczej wtracac do spraw domowych na ktorych sie nie zna. Wszystkie ceremonie, ktore odbywaly sie podczas slubu byly zdominowane przez kobiety, a mezczyzni pojawiali sie na nich rzadko i byli mocno znudzeni. W czasie samej ceremoni slubnej rozpoczela sie zazyla dyskusja miedzy panditem odprawiajacym ceremonie, a kims z rodziny. Chodzilo o jakies szczegoly rytualu – czy panna mloda powinna sie przebrac przed czy po zlozeniu mangalsutry (naszyjnika z malenkich koralikow z zawieszonym zlotym medalionem, odpowiednika naszej slubnej obraczki) i posypaniem jej przedialka sindoorem (czerwonym, lub pomaranczowym proszkiem symbolizujacym bycie mezatka), czy tez powinna poczekac az formalnie bedzie zona i dopiero wtedy zalozyc ubranie dostarczone przez rodzine meza.




Wniosek 2. To tez nic nowego, do tego wniosku doszlam juz wieki temu na jakims innym slubie innych znajomych – Slub hinduistyczny to jedna z mniej rozmantycznych, a bardziej wycieczajacych ceremonii jakie moge sobie wyobrazic. Jesli patrzy sie na nia z punktu widzenia goscia to moze to byc calkiem mila darmowa kolacja. Tak tak prosze sznownych panstwa – para mloda siedzi na wielkim tronie, do ktorego wszyscy podchodza, skladaja zyczenia i daja prezenty, a potem szybko biegna najesc sie za darmo. A przyszli nowozency siedza tak przez kilka godzin pozujac bezustannie do zdjec z kolejnymi krewnymi, badz tez znajomymi jego, albo jej. Po kolacji wiekszosc zaproszonych gosci udaje sie do domu na spoczynek, a rodzina zostaje uczesniczyc w ceremoni slubnej. Ceremonia slubna moze sie ciagnac w nieskonczonsc (czyli do rana). Slub na ktorym bylam skonczyl sie o 5 rano. Nie bede opisywac szczegolow slubu. Tym, ktorzy nie wiedza jak wyglada slub w Indiach napisze tylko, ze najwaniejszymi elementami ceremonii jest obejscie oltarza 7 razy, posypanie przedzialka panny mlodej sindoorem i zalozenie jej na szyje mangalsutry.




Wniosek 3. Hindusi nie maja poczucia empatii. Nie chce tu brzmiec jak moralizujaca zagorzala babcia w moherowym berecie, ale dosc czesto ostatnio dochodze do tego wniosku. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, dostalam duzo prezentow (dlaczego ja???? Przeciez to nie byl moj slub), wszyscy starali sie byc piekni i udekorowani, a przed domem lezala kupa smieci. Lezala i nic. Lezala i wszyscy codziennie kolo niej przechodzili i jakos nikt nie wpadl na pomysl sprzatniecia kupy smieci sprzed pieknie udekorowanego domu. Przeciez sprzatanie ulicy przed domem nie nalezy do obowiazkow mieszkancow bogatego domu.... Wieczorem, podczas spaceru uslyszalam placz psa. Podeszlam do psa lezacego w wyzej opisanej kupie smieci i z przerazeniem odkrylam, ze caly jego kark jest ogromna rana z krwia i miesem wystajacym na wierzch. Do rany zaczely sie juz nawet dobierac robaki... Bogata indyjska rodzina, w ktorej domu odbywal sie slub, a ktorej dom znajdowalk sie obok kupy smieci i wyjacego psa wogole nie zareagowala. Kolezanka panny mlodej, ktora jest z wyksztalcenia weterynarzem (nawiasem mowiac weterynarzem zostala dlatego, ze nie powiodlo jej sie na egzaminach wstepnych na medycyne, wiec byla zrozpaczona, zle teraz juz sie przyzwyczilka, poza tym nie musi sama dogladac zwierzat – sa pomocnicy, wiec bycie weterynarzemjest ok......) nie wiedziala czy w poblizu jest jakis weterynarz, wiedziala tylko, ze w calym miescie nie ma nikogo kto moglby przyjechac i opatrzyc psa/zabrac psa do szpitala zwierzecego. Nastepnego dnia okazalo sie, ze weterynarz mieszka w uicy rownoleglej z ulica na ktorej mieszka bogata indyjska rodzina.

Wniosek 4. Juz male dzieci wiedza jak funkcjonowac w spoleczenstwie.... A szkoda... Bardzo nawet szkoda, bo moim zdaniem zycie spoleczne w Indiach powinno przejsc ogromna rewolucje. Bo jak wytlumaczyc to, ze juz 10 letnia dziewczynka wie, ze w miescie byc moze ludzie ocaniaja jeden drugiego po tym jak i o czym sie z ta osoba rozmawia, ale na wsi liczy sie tylko to jak ktos wyglada i ile zlota ma na sobie. Wie rowniez, ze kolacja przedslubna kosztowala 700 rupii za osobe, wiec trzeba wykorzystac te okazje i najesc sie ile wlezie.

Wniosek 5. Marnotrawstwo to grzech! Rachunek za sama kolacje na przyjeciu poprzedzajacym slub wyniosl okolo 6 lakh rupii. 600 000 rupii. Do tego doliczyc trzeba prezenty (nie tylko dla panstwa mlodych – ja tez dostalam duzo prezentow, mimo, ze to nie byl wcale moj slub), stroj panny mlodej (tu 25 000 rupii), bizuterie, kwiaty, itd itd...... Za cala ta sume mozna spokojnie poprowadzic przez rok szkole. Nakarmic dzieci przez rok i zrobic wiele innych rzeczy. Jesli ktos probuje mnie teraz oskarzyc o zbytni samarytanizm, do dodam moze, ze to straszne widziec jak ludzie wyrzucaja do kosza talerz pelen jedzenia a kilkaset metrow od pieknego hotelu jest slums w ktorym mieszkaja niedozywione dzieci.