Sunday, December 19, 2010

Saturday, December 11, 2010

Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zla...

Powoli zaczyna sie zima. Ulice, przykryte mgla wygladaja szarzej niz zwykle. Samoloty nie startuja, pociagi sie spozniaja. W domu i na ulicach zimno i jedyne o czym marze to lezec przez caly dzien pod kocem przytulona do kotow.

Wbrew temu co wiekszosci sie wydaje zima w Delhi nie jest wcale mila. Co innego na cudnym poludniu – tam zawsze jest raj! Ale Delhi niestety jest bardzo kaprysnym miastem jesli chodzi o pogode.

Zima jest przede wszsytkim zimna. W nocy temperatura potrafi spasc do 5 – 6 stopni, w dzien jest kilkanascie stopni. Tegoroczna zima zaczela juz zbierac swoje ofiary – w tym tygodniu znaleziono juz pierwszych bezdomnych, ktorzy zmarli z powodu zimna.
Mieszkanie tez nie jest przyjemnym miejscem – marmurowa posadzka jest lodowata, podobnie jak woda lecaca z kranu. Zeby sie wykapac trzeba sobie wode zagrzac w wiaderku do ktorego wklada sie grzalke wielkkosci mojego przedramienia. Nie musze tez pewnie dodawac, ze w mieszkaniach nie ma centralnego ogrzewania. W nocy spie pod spiworem i kocem, ale na szczescie moje dwa darmowe kocie piecyki uwielbiaja przytulac sie do mnie pod kocem w zimowe noce.
Zima to rowniez „sezon” – sezon festiwali, spektakli teatralnych, koncertow i pokazow tanca. Teraz trwa International Arts Festival, w styczniu bedzie Bharat Rang Mahotsav - miedzynarodowy festiwal teatralny, i wiele mniejszych festiwali. Codzinnie wieczorem mozna sie gdzies wybrac.
Zima, to tez „sezon slubny” – tysiace par pobiera sie zima wlasnie. Wieczorem w wielu mnieszych uliczkach rozstawiane sa namioty, w ktorych odbywaja sie przyjecia weselne.
Zima to czas kiedy nie mam ochoty chodzic na zadne zajecia. Moje cialo czuje sie sztywne, palce nie chca sie zginac tak jak potrzeba, stopy slizgaja sie po podlodze.
Zima to czas mgly. Problemu z transportem lotniczym i kolejowym.
Zima to tez czas pieknych kaszmirskich szali i welnianych kurt. Czas rekawiczek, skarpetek i czapek. Czas herbaty z mlekiem i imbirem, goracego gulab jamuna, gajar ka halwa (slodycz zrobiony z marchewki), czas dlugich dyskusji przy kawie i herbacie i swietny moment na czytanie ksiazki pod kocem.

Thursday, December 2, 2010

Big fat Indian wedding...

Ostatnich kilka dni spedzilam u rodziny bardzo bliskich przyjaciol, ktorzy zaprosili mnie na slub swojej corki.
Jak bylo?





Wniosek 1. Rodzina indyjska funkcjonuje mniej wiecej tak samo jak cale Indie – jest to dobrze skonstruowana anarchia, ktora tak na prawde nie wiadomo na czym sie upiera i dlaczego jeszcze nie upadla. W indiach mamy system patriarchalny, prawda? Ale rola mezczyzny ogranicza sie do tego, ze ma on byc dostawca pieniedzy. Ma sponsorowac dom, ubrania i jedzenie, ale nie powinien sie raczej wtracac do spraw domowych na ktorych sie nie zna. Wszystkie ceremonie, ktore odbywaly sie podczas slubu byly zdominowane przez kobiety, a mezczyzni pojawiali sie na nich rzadko i byli mocno znudzeni. W czasie samej ceremoni slubnej rozpoczela sie zazyla dyskusja miedzy panditem odprawiajacym ceremonie, a kims z rodziny. Chodzilo o jakies szczegoly rytualu – czy panna mloda powinna sie przebrac przed czy po zlozeniu mangalsutry (naszyjnika z malenkich koralikow z zawieszonym zlotym medalionem, odpowiednika naszej slubnej obraczki) i posypaniem jej przedialka sindoorem (czerwonym, lub pomaranczowym proszkiem symbolizujacym bycie mezatka), czy tez powinna poczekac az formalnie bedzie zona i dopiero wtedy zalozyc ubranie dostarczone przez rodzine meza.




Wniosek 2. To tez nic nowego, do tego wniosku doszlam juz wieki temu na jakims innym slubie innych znajomych – Slub hinduistyczny to jedna z mniej rozmantycznych, a bardziej wycieczajacych ceremonii jakie moge sobie wyobrazic. Jesli patrzy sie na nia z punktu widzenia goscia to moze to byc calkiem mila darmowa kolacja. Tak tak prosze sznownych panstwa – para mloda siedzi na wielkim tronie, do ktorego wszyscy podchodza, skladaja zyczenia i daja prezenty, a potem szybko biegna najesc sie za darmo. A przyszli nowozency siedza tak przez kilka godzin pozujac bezustannie do zdjec z kolejnymi krewnymi, badz tez znajomymi jego, albo jej. Po kolacji wiekszosc zaproszonych gosci udaje sie do domu na spoczynek, a rodzina zostaje uczesniczyc w ceremoni slubnej. Ceremonia slubna moze sie ciagnac w nieskonczonsc (czyli do rana). Slub na ktorym bylam skonczyl sie o 5 rano. Nie bede opisywac szczegolow slubu. Tym, ktorzy nie wiedza jak wyglada slub w Indiach napisze tylko, ze najwaniejszymi elementami ceremonii jest obejscie oltarza 7 razy, posypanie przedzialka panny mlodej sindoorem i zalozenie jej na szyje mangalsutry.




Wniosek 3. Hindusi nie maja poczucia empatii. Nie chce tu brzmiec jak moralizujaca zagorzala babcia w moherowym berecie, ale dosc czesto ostatnio dochodze do tego wniosku. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, dostalam duzo prezentow (dlaczego ja???? Przeciez to nie byl moj slub), wszyscy starali sie byc piekni i udekorowani, a przed domem lezala kupa smieci. Lezala i nic. Lezala i wszyscy codziennie kolo niej przechodzili i jakos nikt nie wpadl na pomysl sprzatniecia kupy smieci sprzed pieknie udekorowanego domu. Przeciez sprzatanie ulicy przed domem nie nalezy do obowiazkow mieszkancow bogatego domu.... Wieczorem, podczas spaceru uslyszalam placz psa. Podeszlam do psa lezacego w wyzej opisanej kupie smieci i z przerazeniem odkrylam, ze caly jego kark jest ogromna rana z krwia i miesem wystajacym na wierzch. Do rany zaczely sie juz nawet dobierac robaki... Bogata indyjska rodzina, w ktorej domu odbywal sie slub, a ktorej dom znajdowalk sie obok kupy smieci i wyjacego psa wogole nie zareagowala. Kolezanka panny mlodej, ktora jest z wyksztalcenia weterynarzem (nawiasem mowiac weterynarzem zostala dlatego, ze nie powiodlo jej sie na egzaminach wstepnych na medycyne, wiec byla zrozpaczona, zle teraz juz sie przyzwyczilka, poza tym nie musi sama dogladac zwierzat – sa pomocnicy, wiec bycie weterynarzemjest ok......) nie wiedziala czy w poblizu jest jakis weterynarz, wiedziala tylko, ze w calym miescie nie ma nikogo kto moglby przyjechac i opatrzyc psa/zabrac psa do szpitala zwierzecego. Nastepnego dnia okazalo sie, ze weterynarz mieszka w uicy rownoleglej z ulica na ktorej mieszka bogata indyjska rodzina.

Wniosek 4. Juz male dzieci wiedza jak funkcjonowac w spoleczenstwie.... A szkoda... Bardzo nawet szkoda, bo moim zdaniem zycie spoleczne w Indiach powinno przejsc ogromna rewolucje. Bo jak wytlumaczyc to, ze juz 10 letnia dziewczynka wie, ze w miescie byc moze ludzie ocaniaja jeden drugiego po tym jak i o czym sie z ta osoba rozmawia, ale na wsi liczy sie tylko to jak ktos wyglada i ile zlota ma na sobie. Wie rowniez, ze kolacja przedslubna kosztowala 700 rupii za osobe, wiec trzeba wykorzystac te okazje i najesc sie ile wlezie.

Wniosek 5. Marnotrawstwo to grzech! Rachunek za sama kolacje na przyjeciu poprzedzajacym slub wyniosl okolo 6 lakh rupii. 600 000 rupii. Do tego doliczyc trzeba prezenty (nie tylko dla panstwa mlodych – ja tez dostalam duzo prezentow, mimo, ze to nie byl wcale moj slub), stroj panny mlodej (tu 25 000 rupii), bizuterie, kwiaty, itd itd...... Za cala ta sume mozna spokojnie poprowadzic przez rok szkole. Nakarmic dzieci przez rok i zrobic wiele innych rzeczy. Jesli ktos probuje mnie teraz oskarzyc o zbytni samarytanizm, do dodam moze, ze to straszne widziec jak ludzie wyrzucaja do kosza talerz pelen jedzenia a kilkaset metrow od pieknego hotelu jest slums w ktorym mieszkaja niedozywione dzieci.

Friday, November 19, 2010

Wystawa Fotografii w Delhi




Fotografia: Rohit Ranjan
Kurator: Asha Ponikiewska

a to link do kilku zdjec z wystawy.

Wednesday, November 17, 2010

Film o Chhau zrobiony przez Unesco

Film o Chhau wyprodukowany przez UNESCO. W filmie mozna zobaczyc min. mojego nauczyciela Chhau. Guru Shashadhar Acharya, to jedyny nauczyciel Seraikella Chhau w Delhi, ktorego rodzina od 4 juz pokolen zajmuje sie tym tancem. Sa rowniez moi koledzy z klasy, oraz wspolpracujacy z moim Guru ji tancerze Mayurbhanj i Purulia Chhau.
O tancu seraikella chhau juz pisalam jakis czas temu a nawet zamiescilam film z pokazu moich uczniow tego tanca, w zwiazku z tym dzis bedzie tylko film i oczywiscie wazna nota:


Chhau zostalo kilka dni temu wpisane na liste swiatowego dziedzictwa kulturowego UNESCO!!!!


Wraz z nim Mudiyettu - forma para-teatralna z Kerali i - Kalbelia - muzyczno-taneczny folklor z Rajasthanu. Na liscie tej znajduje sie juz od lat Kutiyattam - jedyna przetrwala do naszych czasow forma teatru sanskryckiego, ktora pochodzi z Kerali.
Musze przyznac, ze poczulam sie dzis czescia tradycji. To mile, ze taniec ktorym zajmuje sie od 2007 roku zyskal tak wyjatkowy status. Niewiele jest kobiet zajmujacych sie Chhau. Tradycyjnie taniec ten tanczony jest jedynie przez mezczyzn, jestem wiec "rewolucyjna" czescia tradycji... इंक़िलाब ज़िन्दाबाद Inquilaab Zindaabaad!!!! Niech zyje rewolucja!

Film o Chhau:

The Hindu : Arts : Three Indian performing-art forms on UNESCO's intangible heritage list

The Hindu : Arts : Three Indian performing-art forms on UNESCO's intangible heritage list

Monday, November 15, 2010

A mial byc spokojny wieczor...

Dzis wieczorem zawalil sie dom przy mojej ulicy. Na razie byl w budowie. 5 pieter. 20 zabitych, ponad 50 rannych. Tlum gapiow, multum karetek, policja oglaszajaca przez megafony, ze nie ma sie czego bac i mozna spokojnie wracac do domow. Widze to wszystko z okna. Strach polozyc sie spac – a co jesli w nocy to samo stanie sie z moim domem?
Indyjskie mieszkania i domy nie naleza chyba do najtrwalszych. Sciany plesnieja po porze deszczowej, pekaja z goraca po upalach, wszystko jest zlozone i zalozone na „jakos tam bedzie”. Coz z tego, ze tysiace kabli telewizyjnych, elektrycznych, telefonicznych znajduja sie niecaly metr od mojej balkonowej klatki schodowej i lazienki? Coz z tego, ze splesniala mi sciana, a korniki zjadly dolna czesc framugi okna w lazience. Coz z tego? Otoz nic z tego prosze panstwa, jak to mowil kiedys Stalin „ smierc jednej osoby to tragedia, tysiace to tylko statystyka”. Indie maja tylu mieszkancow umierajacych codzien z powodu roznych chorob, glodu, wypadkow itd, ze ktoz chcialby tak na prawde liczyc? Smutna jest taka obojetnosc wobec ludzi, ale chyba czesto widac ja tez w codziennych zachowaniach.
Czesto zdarza mi sie slyszec, ze jestem bardzo „chrzescijanska” bo nadstawiam drugi policzek, przejmuje sie tym co robia inni, albo raczej tym co inni robia innym itd. W hinduizmie nie ma zwyczaju modlenia sie „za kogos”. Wszystko co robimy ma prowadzic do naszego zbawienia. Odprawiamnie pujy, dawanie datkow zebrakom, karmienie biednych. To wszystko ma sprawic, ze wyznawca hinduizmu kiedys tam wreszcie uwolni sie z „kregu zycia i smierci”, nie bedzie sie juz odradzac, a stanie sie jednoscia z Brahmanem – absolutem. To co stanie sie z innymi, to nie nasza sprawa. Nie musimy sie modlic za pokoj na swiecie, za zdrowie innych itd. My martwimy sie tylko o siebie. Chyba jednak zostalam wychowana w innej kulturze.....

A wieczor mial byc tak mily i relaksujacy..... Tanczylam dzis na konferencji organizowanej przez Delhi University. Bylo bardzo milo. To kolejny wystep w ciagu ostatnich 7 dni. Razem 4 programy. Ten dzisiejszy byl chyba najmilszy.

No i sukces – moj dyplom M. Phil jest juz u mnie w domu! 3 lata opoznienia, kto by sie przejmowal.
To tyle na dzis. Przytulam sie do spiacych spokojnie kotow i probuje udawac, ze wcale sie nie boje zasnac.

Monday, November 8, 2010

CIerpliwosc w wielkim miescie....

Indie ucza cierpliwosci. Wierzcie mi... Jest rok 2010, listopad, a ja dzis wlasnie dostalam telefon z sekretariatu mojego kochanego malenkiego wydzialu Modern Indian Languages and Literary Studies "Asha, dzis rano dostalismy twoj dyplom ukonczenia studiow! Mozesz go odebrac w kazdej chwili!". Ci, ktorzy studiuja w Polsce nie wiedza jaka to radosc!!!!!!!!! Studia skonczylam w sierpniu 2007 roku, a na dyplom czekalam ponad 3 lata!!!!!!!!! Mysle wiec, ze moge juz oficjalnie, choc jeszcze bez rzeczonego dyplomu w reku oglosic wszem i wobec, ze mam tytul nie tylko Magistra, ale tez M Phil, a praca "Sanskrit drama and contemporary Indian stage" zostala obroniona z Ist division. Jak juz bede miala dyplom w reku, to chyba az zrobie zdjecie!!!!

Tuesday, October 26, 2010

I wlosy staja deba...

Usiadlam przy komputerze bynajmniej nie po to by znow znecac sie nad czytelnikami bloga. Nawet nie po to zeby sprawdzic maila, udzielic sie towarzysko. Usiadlam przy komputerze, bo chcialam sie zrelaksowac, az tu grom strzelil z nieba i wlsoy stanely mi deba...
Przeczytalam, ze w pewnym wiekszym miescie Polski organizowane beda warsztaty ze staroindyjskiego tanca Chhau. To moze jeszcze da sie jakos przelknac, bo w koncu wiadomo, ze w Indiach kazda forme tanca da sie w koncu w jakis tam sposob popiac do starozytnosci, choc z tego co ja wiem, to Chhau nie ma wiecej niz jakies 300 lat. No ale oczywiscie, byc moze sie myle.
Spojrzalam nizej i az przetarlam oczy ze zdiwienia... Otoz polowa warsztatow przeznaczona jest na "Abhinaye - czyli ekspresje twarzy w tancu Chhau". Nie moi drodzy, tego moje nerwy nie zdzierza! Sama pisalam o Chhau na tym oto blogu kilka miesiecy temu, wiec nie bede sie wdawac w szczegoly, ale wierzcie mi - w Chhau ekspresji twarzy nie ma!!!! Nie ma i juz!!!! Nie ma z dosc prostego powodu - sposrod 3 styli Chhau Seraikella i Purulia uzywaja masek, wiec twarz tancerza jest przez caly czas ukryta pod maska. Jedyny styl, ktory maski nie uzywa - Mayurbhanj, tez nie przyklada wielkego znaczenia do ekspresji twarzy. Najwazniejsze jest to co tancerz przekazuje swoim cialem, a twarz ma pozostac neutralna i to jest wlasnie jeden z powodow dla ktorych Chhau tak bardzo rozni sie od innych form tanca indyjskiego.
To bardzo przykre, ze czesto trafiaja sie takie kwiatki. Tym bardziej przykre, ze czesto takie wlasnie brednie wyssane z palca opowiadaja sami hindusi - pamietam pewnego Waznego Pana Hindusa Organizatora Waznej Imprezy, ktory mowil o indyjskim tancu brzucha (znow wlosy na glowie stanely pod wplywem pradu) i ktory na zachwycal sie moim pieknym sari, podzczas gdy byl to 2 czesciowy stroj z Assamu -mekhela chador.
Zastanawiam sie, czy sa szanse na to, zeby w przyszlosci coraz mniej takich blednych informacji docieralo do osob, ktore sa zainteresowane kultura indyjska. Bo przeciez osoby idace na takie warsztaty, czy sluchajace Waznego Pana uwazaja go za autorytet w danej dziedzinie, a co za tym idzie maja zaufanie do informacji, ktore sa im przekazywane.
Smutne to troche...

Wednesday, October 20, 2010

Uwaga zlodziej

Jako, ze pisalam ostatnio o kradziezach na wielka skale, ktorych dokonuja lokalni politycy i businessmani to teraz czas napisac o prstych, codziennych kieszonkowcach, a raczej "torebkowcach", czy tez uscislajac "torebkowczyniach".
tak, tak prosze panstwa - w delhijskich srodkach transportu i przy wejsciach do rzeczonego zdarza sie spotkac scisniete grupki kobiet, ktore probuja zastapic droge wsiadajacym/wysiadajacym, albo stworzyc "sztuczny tlum" wokol wybranego pasazera/ofiary. Otoczona kobietami ofiara nie spodziewa sie raczej niczego zlego.... Wielki blad!!!!!! Panie ubrane w sari zakrywaja rabkiem sari swoja reke i wkladaja ja do torebki ofiary... mija chwila, a portfel juz znajduje sie w torebce, albo za bluzka, ktorejs z pan zlodziejek.
Dlaczego tak sie dzieje, ze kradna glownie kobiety? Nie wiem. jedyne co przychodzi mi do glowy zwiazane jest z czyms co przydazylo sie mojemu znajomemu kilka lat temu:
Znajomy jechal autobusem i nagle poczul, ze ktos probuje wyjac mu portfel z tylnej kieszeni spodni. Odwrocil sie i zlapal reke ze swoimm juz wyciagnietym portfelem. Krzyknal na reke i jej wlasciciela. Tlum w autobusie postanowil pomscic portfel, kieszen i honor mojego znajomego i rzucil sie na reke i jej wlsciciela. W ciagu kolejnych 5 minut wlasciciel reki zostal tak pobity, ze ledwo mogl wytoczyc sie z autobusu. Policji oczywiscie nikt nie wzywal, bo po co? Znajomy opowiadal pozniej, ze gdy zobaczyl w jakim stanie jest zlodziej po tym jak tlum wymierzyl mu sprawiedliwosc, to zaczal zalowac, ze nie pozwolil sie okrasc...
Dlaczego wiec kradna kobiety??? to proste - kobiet raczej nikt nie pobije. Wiekszosc zlodziejek jest bezkarna - policji nie wzywa nikt, a zlodziejki wysiadaja po prostu z autobusu czy metra, klna c pod nosem, ze nie udalo im sie zawrzec blizszej znajomosci z cudzymi torebkami i ich zawartoscia.
Zycie zlodzieji nie jest latwe. Kilka lat temu ukazala sie swietna autobiograficzna powiesc marathi "Uchalya" ("The Branded") autorstwa Laxmana Gaikwad. Uchalya to plemie tradycyjnie zajmujace sie dzialalnoscia kryminalna. Autor urodzony w malej wiosce w rodzinei zajmujacej sie od pokolen kradieza probuje wyrwac sie ze swiata przestepczego i rozpoczac samodzielne zycie, jedna etykieta zlodzieja, ktora bedzie mu towarzyszyc przez cale zycie przysparza wielu problemow na drodze ku edukacji i uzyskaniu statusu prawego obywatela.
Ksiazke goraco polecam, a przed zlodziejami przestrzegam.

Post Commonwealth Games (CWG)

NO i stalo sie....
Zalaedwie kilka dni po zakonczeniu Commonwealth Games, a Indyjski Urzad Skarbowy juz dopatrzyl sie ogromnych uchybien finansowych. Do urzedu wplynelo 16 skarg zwiazanych przeciwko organizatorom i firmom zajmujacym sie dostawa sprzetu sportowego i infrastruktury.
Urzad skarbowy ruszyl do boju i juz dzis wiadomo, ze przeogromna czesc funduszy Commonwealth Games trafila do kieszeni businessmenow i urzednikow panstwowych rozdzielajacych kontrakty. Jak wytlumaczyc to, ze bierznie, ktore wedlug danych rynkowych kosztuja najwyzej 500 000 rupii zostaly zakupione za niemal dwa razy tyle? Jak wytlumaczyc to, ze firma X., ktorej szefem jest "syn wujka ciotecznego brata" jednego ze znanych politykow otrzymal kontrak na budowe, mimo ze nie mial dostatecznych uprawnien? Itd.
NIby nie ma w tym nic dziwnego, ze informacje o tak ogromnych machlojkach finansowych i korupcji trafiaja na pierwsze strony gazet, ale nalezy pamietac, ze w Indiach, w przeciwienstwe do reszty swiatam, gdzie lapowkarstwo uprawiane jest po kryjomu, branie lapowek, czy tez promowanie "swoich ludzi" jest czyms zupelnie normalnym. To nie jest zadna tajemnica, ze juz niedlugo zbliza sie Diwali, a co w zwiazku z tym - w ministerstwach i urzedach pojawia sie zanjomi i "przyjaciele" panow urzednikow, ktorzy bede chcieli wreczyc "skromny" prezent... orzechy, koperte, kluczyki do samochodu...
Polecam zajrzec do ksiazki "The White Tiger" ("Bialy Tygrys") autorstwa Aravinda Adiga, ktora to opowiada miedzy innymi o tym w jaki sposob funcjonuje indyjski swiat businessu. Lapowka tu, lapowka tam, telfon tu, telefon tam...

Cieszy bardzo wyjatkowo sprawna i szybka akcja Urzedu Skarbowego. Byc moze ogromne niezdowolenie spoleczne, ktore towarzyszylo CWG (tak moi drodzy Delhi bylo podzielone na "tych za" i "tych przeciw") sprawi, ze dowiemy sie wreszcie na co tak na prawde wydano ogromne pieniadze przeznaczone na CWG.

CWG skonczyly sie kilka dni temu. Co daly Delhi? Kilka swiatowej klasy obiektow sportowych, ktore beda teraz urzywane przez bogate elity miasta, nowe pospiesznie budowane linie metra i wiecej autobusow, daly tygryska Shera - maskotke CWG, kilka odremontowanych chodnikow, ktore i tak niedlugo znow pelne beda dziur, daly sprawdzian cierpliwosci - konkurs pt. jak przetrwac kiedy zablokuja drogi a miasto wycofa wszystkie prywatne autobusy? Daly miasto wolne od zebrakow i bezdomnych, ktorych nie mozna przeciez pokazac zagranicznym delegatom - zebracy i bezdomni zaostali wywiezieni gdzies poza obreb Delhi, ale spokojnie - wroca tu pieszo juz za kilka dni. Slumsy zostaly zasloniete ogromnymi billboardami reklamujacymi CWG, by nie godzily w oczy przybyszy. Jednym slowem - Delhi zrobilo sobie piekny makijaz na czas CWG, ale juz teraz nadzszedl czas by powoli siegnac po artykuly do demakijazu i znow odslonic swoja prawdziwa twarz.

Wednesday, October 13, 2010

Jibananda Das "Bonolata Sen"

Wiele lat temu podczas zajec z poezji bengalskiej moj wykladowca zamknal oczy i zaczal mowic wiersz... Banalata Sen...

হাজার বছর ধরে আমি পথ হাঁটিতেছি পৃথিবীর পথে,
সিংহল সমুদ্র থেকে নিশীথের অন্ধকারে মালয় সাগরে
অনেক ঘুরেছি আমি ; বিম্বিসার অশোকের ধূসর জগতে
সেখানে ছিলাম আমি ; আরো দূর অন্ধকারে বিদর্ভ নগরে;
আমি ক্লান্ত প্রাণ এক, চারিদিকে জীবনের সমুদ্র সফেন,
আমারে দুদণ্ড শান্তি দিয়েছিলো নাটোরের বনলতা সেন।

চুল তার কবেকার অন্ধকার বিদিশার নিশা,
মুখ তার শ্রাবস্তীর কারুকার্য; অতিদূর সমুদ্রের 'পর
হাল ভেঙে যে নাবিক হারায়েছে দিশা
সবুজ ঘাসের দেশ যখন সে চোখে দেখে দারুচিনি-দ্বীপের ভিতর,
তেমনি দেখেছি তারে অন্ধকারে; বলেছে সে , ' এতোদিন কোথায় ছিলেন?'
পাখির নীড়ের মত চোখ তুলে নাটোরের বনলতা সেন।

সমস্ত দিনের শেষে শিশিরের শব্দের মতন
সন্ধ্যা আসে; ডানার রৌদ্রের গন্ধ মুছে ফেলে চিল;
পৃথিবীর সব রঙ নিভে গেলে পাণ্ডুলিপি করে আয়োজন
তখন গল্পের তরে জোনাকির রঙে ঝিলমিল;
সব পাখি ঘরে আসে--সব নদী--ফুরায় এ-জীবনের সব লেনদেন;
থাকে শুধু অন্ধকার, মুখোমুখি বসিবার বনলতা সেন।


I’ve been walking the paths of this world
For a thousand years. Much have I travelled
From the waters of Ceylon to the Malaya seas;
In the withering worlds of Ashoka and Vimvisara,
Where I lived in the still more distant city of Vidarva.
A tired soul am I, spindrift raging all round me,
I’d but moments of quiet, with Banalata Sen of Natore.

Her hair was like the distant dark nights of Vidisha
Her face – sculpted lines from Sravasti!
Like a ship-wrecked sailor who’s lost his compass
Finds a green patch of Cinnamon Island on a faraway sea,
I’ve seen her in darkness. Said she,
‘Where have you been so long?’
Looking up with her bird’s-nest eyes,
Banalata Sen of Natore.

As the day drifts to an end, darkness descends
Like the sound of dewdrops.
Kites wipe the smell of sunshine off their wings.
As the colours of the day fade, manuscripts take over.
And then the glimmering fireflies gather for tales.
All the birds come home, all the rivers;
All exchanges come to an end. Darkness reigns
And there remains, to sit before me – Banalata Sen.

Ten wiersz autorstwa Jibanandy Dasa, to jeden z najlepiej znanych (zaraz po poezji (Rabindranatha Tagore) fragmentow poezji bengalskiej. Napisany w 1934 roku wiersz jest holdem poetyckim dla tajemniczej kobiety, ktora jako jedyna jest w stanie ukoic strudzona dusze poety wedrowca....

Moj nauczyciel nigdy takiej kobiety nie spotkal. Kilka dni temu dowiedzialam sie, ze odszedl... Ze sam chcial odejsc...

Co by sie stalo gdyby gdzies na jego drodze stanela kiedys Banalata Sen???

Moze blog to nie jest nalepsze miejsce na dzielenie sie takimi myslami, ale ten przepiekny wiersz zawsze bedzie kojarzyc mi sie z tym wlasnie wykladowca... Z wykladowca, ktory czytal tez Rozewicza, uwielbial filmy Tarkowskiego, zachwycal sie smakiem wodki przywiezionej z Polski. Razem czytalismy "Pather Pancali" "Piesn Drogi" autorstwa Bibhutibhushana Bandopadhyaya. Jesli ktos widzial film Satyajit Raia o tym samym tytule, to zdecydowanie zachecam do siegniecia po ksiazke - moim zdaniem jest ona duzo bardziej malownicza. Apu i Durga, dwojka dzieci z ubogiej braminskiej rodziny zniewala swoja checia poznania swiata i niewinnoscia graniczaca z naiwnoscia, ktora okazac moze tylko czyste dzieciece serce.

Taki zawsze pozostanie dla mnie moj nauczyciel - rozdart gdzies pomiedzy mrocznymi rozterkami zycia i pragnacy chwili wytchnienia i spokoju, a z drugiej strony tak bardzo pelen ciekawosci swiata... Jibananda Das nigdy nie wyjechal poza Indie, trudno nawet powiedziec, zeby wyjechal gdzies poza Bengal, a jedna byl wielkim podroznikiem, ktory przemierzal swiat przez tysiace lat... A. Sir tez przemierzyl tysiace mil w swojej wyobrazni i duszy...

bardzo mi go brakuje...

Takie tam smutki i marudki....

Jedna z najstraszniejszych rzeczy jaka sie moze czlowiekowi przydazyc, to siedziec w domu z lekka goroczka I kapiacym nosem kiedy tak na prawde powinno sie wlasnie przygotowywac do tysiaca rzeczy….
Przez ostatnich kilka tygodni niewiele rzeczy sie dzialo, az tu nagle wczoraj rozdzwonily sie telefony:
chcialismy zaprosic pania do zrobienia choreografii dla 200 uczniow szkoly w……….;
za 2 dni koniecznie musisz leciec do …………u, bo znow bedziemy robic sztuke, a ja jestem zajety festiwalem w ………….., wiec ty musisz zrobic proby;
Asha, co robisz w listopadzie, bo 14tego bedziemy miec grupowy wystep tanca ………………, wiec powinnas zaczac znow przychodzic na proby zespolu;
przepraszam, chcialem spytac o zajecia z jogi;
Asha, czy zgodzilabys sie pozowac do mojego obrazu przedstawiajacego …………..?
Asha, od 15 listopada zaczynamy proby do sztuki, bo gramy ja na festiwalu ……………….., wiec musimy sie solidnie przygotowac….
Asha, przeciez obiecalas przyjechac na nasz festiwal do ………….., prosze cie, wszyscy muzycy bardzo czekaja I chca cie poznac – jestes ich ulubionym telefonicznym sluchaczem.

Biedna Asha… co I jak ma zrobic zeby wszystkich zadowolic I jeszcze przy okazji zarobic na siebie pieniadze? A na dodatek lezy w lozku z goraczka I kapiacym nosem… obok oba koty udaja, ze sa grzecznymi przyjacielskimi kotkami I wyleguja sie tak juz od kilku godzin, szczesliwe ze pani jest w domu… Biedne – nie wiedza jeszcze, ze w sobote musze zlapac samolot do …………… I nie wiem jak na razie kto sie nimi zajmie…

Taki jakis podly chory humor mam dzis… Niezdecydowanie I grafomanstwo……….

Przepraszam wszystkich czytajacych – nienawidze byc chora…

Monday, October 4, 2010

Post-weekendowy przeglad zdarzen:

Ostatnich kilka dni dalo mieszkancom Delhi Commonwealth Games, kolejna linie metra, wagon tylko dla kobiet w pociagach metra, a calym Indiom odczytano wyrok w ciagnacej sie od wielu lat sprawie zburzenia meczetu Babri w Ayodhyi.

Commonwealth Games, czyli igrzyska olimpijskie dla panstw, ktore przynalezaly do wspolnoty brytyjskiej to z jednej strony wielka szansa dla indii i delhi na pokazanie sie jako nowoczesny kraj na arenie miedzynarodowej, z drugiej ogromna porazka po raz kolejny demaskujaca fatalna sytuacje spoleczno-socjalna ubogich obywateli, korupcje wsrod politykow i biznesmanow oraz wszedobylska biurokracje. Gazety od kilku tygodni rozpisuja sie pokazujac jak okropne warunki panuja w budynkach przezanczonych dla sportowcow - brudne toalety, dzikie psy wloczace sie po terenia osiedla itd. okropny jest tez los niewidocznych cichych budowniczych obiektow sportowych i infrastruktury. Robotnicy nie dostaja obiecanej dziennej stawki, zamiast minimalnej stawki dziennej (ok 200 rs) dostaja polowe, mieszkaja w smierdzacych slumsach bez toalet, jesli zachoruja na dengue lub malarie czy inna chorobe po prostu traca prace... A urzednicy????? Miliardy rupii utopione w Commonwealth Games, z ktorych duza czesc z pewnoscia trafila do kieszeni urzednikow, bo jak innaczej mozna wytlumaczyc min. to, ze firma ktora byla odpowiedzialna za zawalenie sie poltora roku temu czesci bloku stanowiacego naziemna linie metra, dostala kontrak na budowe mostu laczacego stadion z innymi budynkami (most zawalil sie tydzien przed rozpoczeciem Commonwealth Games). Z drugiej strony CWG to rowniez szansa na utworzenie stanowisk pracy dla wielu tysiecy osob i swiatowej klasy obiekty sportowe, ktore zostana pozniej udostepnione do urzytku zwyklym mieszkancom delhi.

Kolejna linia metra to sukces, bo udalo ja sie skonczyc w terminie, ale tez porazka - pociagi maja dlugie przestoje w tunelu, stacje sa niewykonczone i widac jak najbardziej, ze wszystko budowane bylo w ogromnym pospiechu (moze nic sie nie zawali).

Kobiecy wagon w metrze to ogromny plus dla zarzadu metra!!!!! kciuki do gory!!!! W kazdym pociagu metra wagon zaraz za kabina motorniczego przeznaczony jest wylacznie dla kobiet. wierzcie mi, ze po wielu dniach jezdzenia w scisku ogromnym kazda kobieta ceni sobie ogromnie komfort zdecydowanie mniej zatloczonego wagonu kobiecego. Panowie wciaz jeszcze probuja wsiadac do tego przybytku (oznaczonego pieknie wymalowanymi na peronie rozowymi literami "tylko dla kobiet"), wiec w wagonach kobiecych jezdza panowie policjanci z kijami i przeganiaja intruzow. (gdyby to byl bombaj, to panie pewnie same wzielyby sie do roboty i wypchnely nieporzadanych gosci z pociagu, ale mieszkanki delhi nie sa jeszcze tak drapieznymi feministkami). jednym slowem - wagon kobiecy - goraco polecam!!!!!!

Wyrok w sprwaie Babri Masjid to material na kolejny post. Wyrok mial stanowic o tym do kogo nalezy ziemia w Ayodhyi, na ktorej wieki temu stala hinduistyczna swiatynia poswiecona Ramie, ktory w tejrze Ayodhyi sie urodzil. Swiatynia ta zostala zburzona w 1527 przez muzulmanow, a na jej miejscu zostal postwiony meczet. Jeden z najwiekszych meczetow w stanie Uttar Pradesh, ktory zostal zburzony w niemal kilka godzin przez ogormny tlum fanatykow hinduizmu w 1992. Sad uznal, ze ziemie nalezy podzielic na 3 czesci - 1/3 nalezec ma do muzulmanow, a 2/3 do 2 odrebnych organizacji hinduistycznych. po wyroku, na ktory cale indie oczekiwaly z biciem serca,zamieszek nie bylo, ale na pewno nie jest to jeszcze ostateczny wyrok w tej sprawie - na pewno ktoras ze stron wniesie sprawe do sadu najwyzszego o kolejne ropatrzenie wyroku. Sprawa znow bedzie sie ciagnac latami...

Thursday, September 23, 2010

Ciagle pada...

Ciagle pada.......
Rano pada, w poludnie pada, wieczorem tez pada, nawet w nocy nie przestaje...
Dawno juz nie mielismy w Delhi tak dlugiego monsunu. Normalnie deszcze koncza sie gdzies w polowie sierpnia, ale tym razem codziennie leje nieustannie, a to juz przeciez koniec wrzesnia.
Miasto przypomina wielkie korytarze rzeczne -po kazdej ulewie ulice zamieniaja sie w ogromne rwace rzeki w ktorych przechodnie brna po kolana w wodzie. Silniki samochodow i motorow nie chca zapalic, autobusy stoja w godzinnych korkach.
Codziennie przejezdzam przez Yamune - rzeke oddzielajaca wschodnie Delhi od zachodniego. FIlary mostu sa zatopione w wodzie, a z okien metra widac rwacy brazowy potok ktory niesie ze soba galezie, plastikowe torebki i inne przedmioty.
Piekne rozowe sciany mojego pokoju zrobily sie wczoraj zielone... i to bez uzycia farby... plesn na scianach... w pokoju zatechly zapach plesni...
zapalki sa tak wilgotne, ze rano nie mozna ich zapalic...
pozostawione na zewnatrz uprane sari jest mokre od 4 dni.
We wtorek zawalil sie fragment wiaduktu budowanego przy stadione sportowym.
W szpitalach nie ma miejsc, a dengue, ktore roznosza komary i innego rodzaju choroby zwiazane z brudna woda zbieraja swoje zniwo jak nigdy do tad.
W niektorych dzielnicach z powodu deszczu po kilka godzin dziennie nie ma pradu.

Na prawde marze o tym, zeby w koncu wyjrzalo slonce. O tym, zeby wreszcie zalozyc ladne sari i nie przejmowac sie tym ze ochlapie je blotem przejezdzajacy samochod. Marze o tym, zeby spokojnie pojsc wieczorem na kawe do kawiarni "pod chmurka", zeby mieszkanie milo pachnialo, zeby spokojnie pojsc na spacer...

Takich deszy nie bylo w Delhi od kilkudziesieciu lat. Mam nadzieje, ze tak obfitego monsunu nie bedzie przez najblizszych kilkadziesiat.

Saturday, August 28, 2010

Tu i tam, tam i tu....

Znow jestem w swoim goracym, wilgotnym, glosnym, brudnym miescie :) To mile uczucie. Uczucie powrotu do czegos znanego, mojego prywatnego. Z drugiej strony ostatnich kilka dni sprawilo, ze znow zaczelam sie zastanawiac nad tym co jest prawdziwe a co jest tylko zluda w zyciu. Ktora czesc rzeczywistosci nas otaczajacej jest dla nas, a ktora zostala wykreowana przez mechanizmy otaczajacego nas swiata.
ostatnie dni to przebywanie dwoch roznych swiatach, ktore nigdzie sie ze soba nie spotykaja. jak mozna porownac pokaz mody odbywajacy sie w pieciogwaizdkowym hotelu i flet cyganskiego muzyka grajacego gdzies na piaszczystych wydmach rajasthanskiej pustyni?
Ostatni tydzien byl pelen kontrastow. Z jednej strony wieczor w pieciogwaizdkowym hotelu: darmowe drinki, transsexulany wlasciciel salonu fryzjerskiego, ktory byl dusza towarzystwa, a w innych okolicznosciach bylby prawdopodobnie uznany za glosnego, rozwydrzonego hijre. (Hijrowie to "trzecia plec, transwestyci, transseksualisci, lub tez kastraci, ktorzy zazwyczaj zajmuja sie prostytucja, zebraniem na skrzyzowaniach, spiewaniem, a raczej glosnym krzyczeniem na weselach, lub wtedy gdy gdzies urodzi sie dziecko) Modele i modelki z mocnym makijazemi beznamietnym wyrazem twarzy. Drogie, ale za to jakze karykaturalnie udziwnione i brzydkie stroje...
Zdrugiej strony w nocy obudzil mnie telefon z Rajsthanu... Algoza... Piekna melodia, ktora gdzies na pustyni pod gwaizdami ktos gral specjalnie dla mnie... Algoza to instrument folkowy ktory przywedrowal do rajasthanu z punjabu. Wyglada tak jakby ktos trzymal w ustach 2 flety i gral na nich rownoczesnie. Tabla... I spiew....
Mam nadziej, ze nigdy w zyciu nie skusi mnie przepych i kolorowe swiatla tysiaca fleshy, a zawsze bede pamietac widok tysiaca gwiazd nad moja glowa... zapach pustyni i widok tanczacych pawi...
mam nadzieje...

Thursday, August 19, 2010

Eklavya...

Nie wiem czy pamietacie o tym jak pisalam o pracy nad sztuka w Rajasthanie. Dzis pokaze wam linki do sztuki w ktorej graja nasze dzieci... sztuka opowiada o historii Eklavyi - chlopca ktory chcial uczyc sie lucznictwa od slynnego Guru Drony. Eklavya to pochodzi z plemienia nishadha i wedlug tradycji nie ma prawa uczyc sie sztuki zarezerwowanej dla wojownikow (kshatriya). Drona nie zgadza sie przyjac go na swojego ucznia. Zrozpaczony Eklavya jest jednak nieugiety w swoim postanowieniu - z gliny lepi pomnik nauczyciela i sam cwiczy lucznictwo. Jego wysilki sa zakonczone sukcesem... Ale do czasu - pewnego razu Drona wraz ze swoim ulubionym uczniem Arjuna spotykaja w lesie Eklavye. Drona domaga sie by Eklavya zaplacil mu za nauke. Zaplata ma byc... kciuk Eklavyi, bez ktorego nie bedzie on njuz w stanie wypuszczac strzal w precycujnie obrany cel. W tradycyjnej historii Eklavya oddaje kciuk swojemu mistrzowi. Nasze dzieci innaczej koncza historie - eklavya odmawia oddania kciuka. Coz to za zaplata za nauke, ktora odbiera ci mozliwosc uzywania swojej wiedzy????

Milego ogladania:

Pierwsza czesc filmu:




Druga czesc:




Trzecia czesc:

Tuesday, August 17, 2010

Post - Independance Day post :)

Dzien Niepodleglosci to dzien szczegolny dla kazdego kraju. Nie tylko kraju. Mysle, ze kazdy kto pewnego dnia odkryl, ze jest niezalezny od innych i sam moze stanowic o sobie obchodzi takie male prywatne dni niepodleglosci. Niepodleglsci od innych, od narzuconego sposobu mylenia, od braku mozliwosci ponoszenia konsekwencji wlasnych czynow. Uzyskanie niepodleglosci to poczatek dalekiej drogi. Drogi na ktorej nalezy znalezc swoj wlasny odrebny charakter, swoj model zachowan, polityki prywatnej, jesli mowimy o niepodleglosci jednostki, i polityki panstwowej, jesli mowic o niepodleglosci panstwa.
Wydaje mi sie, ze w wypadku Indii i Pakistanu, bo przeciez noc 14/15 Sierpnia 1947 roku sprawila, ze na mapie swiata pojawily sie 2 panstwa, poszukiwania wlasnej drogi beda trwaly jeszcze dlugo. Przeczytalam ostatnio piekny wiersz anonimowego poety bengalskiego, ktory o niepodleglosci napisal tak : "Uzyskalismy niepodleglosc, ale czy dostalismy wolnosc?". Wydaje mi sie, ze te slowa bardzo dobrze oddaja sytuacje w jakiej znajduje sie spoleczenstwo obu panstw.
Mysle, ze trudno jest byc w Indiach prawdziwie wolnym czlowiekiem. Caly czas gdzies czycha widmo kastowosci, przedkladania dobra syna nad corke, aranzacja malzenstw, bieda w wioskach itd. Z drugiej strony coraz wiecej osob zdaje sie otwierac oczy na otaczajaca je rzeczywistosc i probuje walczyc z lancuchami zwiazujacymi rece tysiacom osob.
Zawsze w takich momentach przypomina mi sie zdjecie mojego przyjaciela stojacego razem ze swoja mama. Niby nic szczegolnego - rodzinne zdjecie, a jednak... Moj przyjaciel pochodzi z niskiej kasty, jego rodzice zajmowali sie praniem odziezy. Czesto zdazalo sie, ze ktos nie chcial zaplacic za usluge. W koncu tym lepiej urodzonym naleza sie poslugi... Ktoregos dnia tata mojego kolegi zaprotestowal... Po kilku dniach ktos podpalil mame mojego przyjaciela... Przezyla, ale ma poparzona twarz, szyje i rece... Moj przyjaciel pracuje z dziecmi pochodzacymi ze wsi. Probuje pokazac im, ze tylko dzieki nauce maja szanse stanac gdzies wyzej w hierarchii spolecznej.
15 sierpnia to dzien gdy puszcza sie latawce. Cale niebo pokryte jest latawcami przeroznej wielkosci, kolorow i ksztaltu. Na niebie tocza sie prawdziwe bitwy latawcowe - nalezy tak poprowadzic linke swojego latawca aby podciac linke przeciwnika. Uwielbiam latawcowe bitwy :)
Tegoroczny Dzien Niepodleglosci byl nieco inny - po raz pierwszy od wielu lat spedzilam to swieto w Polsce. To bardzo mile, ze spolecznosc indyjska w Polsce jest tak liczna i potrafi zorganizowac ciekawe obchody swieta - byla parada indyjska, pokazy tancow itd.
Niestety pietnastego sierpnia tego roku spotkalo mnie tez przykre zdarzenie. Zostalam poproszona o przyjscie w "jakims tradycyjnym stroju". Ubralam sie w Mekhela i Chadar - tradycyjny stroj z Assamu. Musialam przejsc niewielki kawalkek przez centrum miasta aby spotkac sie z organizatorami obchodow tego swieta. Nie przytocze tu komentarzy jakie uslyszalam po drodze. Bylo to przykre. Bardzo przykre zwazywszy na to, ze zawsze opowiadam swoim znajomym w Indiach o tym jak bardzo Europa jest kulturalna i jak nikt nie pozowlilby sobie na zaczepki w miejscu publicznym... Juz wiem, ze sie mylilam.... to przykre, ze wciaz jeszcze musimy sie uczyc tolerancji wobec innosci.
Tegoroczny Dzien Niepodleglosci byl tez dniem szczegolnym z innych wzgledow. W czasie gdy Hindusi swietowali za ich zachodnia granica milony osob cierpialy na skutek powodzi. Mam nadzieje, ze wszyscy swietujacy pamietaja o tym, ze kiedys Indie i Pakistan byly jednym krajem i ze przyszlosc wszystkich powinna polegac raczej na laczeni sie i przyjazni, a nie na dzieleniu i chodowaniu wzajemnych animozji. Nieszczescie takie jak w Pakistanie mogloby spotkac kazde inne panstwo na swiecie, nie zapominajmy o tym i pomozmy jak tylko mozemy.

Vande Mataram,
i Happy Independance Day

Friday, August 13, 2010

Romantycznie.....

Jako, ze czasami robie sie bardzo romantyczna to dzis przepiekna piosenka, ktora najpiekniej brzmi gdy ktos gra na gitarze pod gwiazdami :)

Benaglska piosenka... Shopno dekhbo bole... Spiewa Moushumi Bhowmick


Tuesday, August 10, 2010

Wspomnien czar....

Czasem zastanawiam sie w jaki sposob zaczela sie moja fascynacja Indiami. Przypadek? Przeznaczenie? Glos wewnetrzny? Moze mieszkalam tam w poprzednim zyciu? ;) Nie wiem, wiem natomiast, ze Indie towarzyszyly mi od malego.

Moj dziadek w 1960 roku odwiedzil Delhi i Kalkute. O jego podrozy wiem niewiele - zmarl zanim sie urodzilam, ale pozostawil po sobie piekny album pelen starych fotografii.










Te dwa zdjecia to dosc szczegolna pamiatka. Widac na nich pomnik krola Jerzego V-tego stojacy na cokole przy India Gate. Tego pomnika juz nie ma. W polowie lat szescdziesiatych zostal on przeniesoiny do Coronation Park.




Inne wspomnienia z podrozy mojego dziadka to piekne sari w ktore uwielbialam sie owijac gdzy bylam jeszcze mala dziewczynka. Moja mama uszyla sobie z tego sari suknie balowa, ktora przerobila pozniej na stroj ksiezniczki dla mnie na zabawe w przedszkolu. Przyznam sie, ze rodza sie tu we mnie bardzo mieszane uczucia - z jednej strony cudownie bylo byc prawdziwa indyjska ksiezniczka majac 5 czy 6 lat, z drugiej ogromnie szkioda mi przepieknego zielono-srebrnego sari.





Kolejne wspomnienie z tego okresu to rok 1984. Dostalam wtedy chomika. Pamietam, ze siedzialam razem z moja babacia i chomikiem przed telewizorem i akurat w Dzienniku (dla tych co nie pamietaja - tak wtedy byl Dziennik) podano wiadomosc o zamachu i smierci Indiry Gandhi. Postanowilam nazwac chomika imieniem Pani Premier Indii, ale babcia zaczela mi tlumaczyc, ze Indira Gandhi byla wielkim czlowiekiem, politykiem i wazna osoba i nadanie jej imienia mojemu bezoogoniastemu stworzonku nie jest jej zdaniem najlepszym pomyslem.





Jeszcze inne wspomnienie to historia pewnej branzoletki, ktora dziadek przywiozl w prezencie dla mojej mamy. Byla to piekna srebrna filigranowa bransoletka....Ani ja ani mama nie wiedzialysmy skad doklanie pochodzi. Mieszkalam juz w Indiach kilka lat zanim wybralam sie na wakacje do Puri w stanie Orissa. Podczas jednego ze spacerow skrecilam w malenka waska uliczke, ktora..... wypelniona byla malenkimi sklepikami ze srebrna bizuteria taka jak bransoletka przywieziona przez mojego dziadka... Moja bransoletka pochodzila z Orissy. Podobnej bizuterii uzywaja tancerki Odissi.




To wlasnie fragment sciany swiatyni Slonca w Konark niedaleko Puri.


Jeszcze inne wspomnienie to wisorek, ktory dostalam bardzo dawno temu. Wisiorek mial bardzo dziwny ksztalt, cos jakby 3D :) a ja majac niewiele ponad 10 lat nie wiedzialam wtedy ze byl to symbol AUM:

Serdecznie Zapraszamy

Thursday, August 5, 2010

Some Clips of Construction Part of a Drama.flv

Ponizsze wideo to ciag dalszy wspomnien z Rajasthanu. Mozna obejzec fragmenty prob do spektaklu, o którym pisalam jakis czas temu. Radze przymknac ucho na strone muzyczna prezentacji - wlasciwi muzycy pojawili sie dopiero na scenie :)

Monday, August 2, 2010

Reklama z cyklu - na prawde warto!

W ramach odstresowywania sie podczas przymusowych wakacji w Ojczyznie, ktora buduje kosmiczne stadiony Xlecia i walczy o drewniane krzyze, kiedy moglaby np. zadbac o budowe szkol, sierocincow czy szpitali, pojechalam sobie wczoraj do Lublina. W Lublinie mieszka moja przyjaciolka, ktora mieszkala kiedys razem ze mna w Indiach. Jako, ze nalezy cos w zyciu robic, a moja przyjaciolka jest osoba przedsiebiorcza, to zalozyla ona sklep z indyjskimi artykulami do dekoracji wnetrz.

Zarowno sklep jak i przyjaciolka sa przepiekne i warto odwiedzic to miejsce po to by napic sie pysznej herbaty, porozmawiac o Indiach, lub Syrii, w ktorej owa przyjaciolka rowniez mieszkala. Mozna tez wyjasnic swoje watpliwosci jezykowe dotyczace języka Hindi, badz tez Urdu. W sklepie znajdziecie wiele przepięknych artykulów dekoracyjnych - podstawki do kadzidelek, obrazy na sciane, pufy, rzezby, maski, fajki wodne itd. Jesli chcecie fachowych porad, to wlascicelka sklepu skonczyla w Indiach z wyróżnieniem kurs Vaastushastry - tradycyjnej metody urządzania wnętrz. Serdecznie Was zapraszam do odwiedzenia strony internetowej sklepu:

www.saffronhouse.pl

Mozna skladac zamowienia telefoniczne lub przez internet :)
Milych zakupow :)

Thursday, July 29, 2010

Assam na motorze...

Krotki film krecony na motorze gdzies pomiedzy Assamskimi wioskami...

Wednesday, July 21, 2010

Assam... raj na ziemi...





















Kiedy pierwszy raz pojechalam do Indii na dluzej wybralam sie na jakis czas na poludnie do stanu Kerala i wydawalo mi sie, ze zobaczylam raj na ziemi... Palmy kokosowe, picie wody prosto z kokosa, kobiety z bialymi kwiatami we wlosach, biale sari ze zlotym borderem, slonie w swiatyni, spektakle Kudiyattam, Appam.... raj!!!! miesiac temu odkrylam kolejny raj! tym razem zupelnie innej stron mapy Indii, bo na polnocnym wschodzie, w Assamie.
Wyjazd do Assamu zaproponowal mi jeden z moich studentow rok temu po to zebym razem z nim wyrezyserowala sztuke na podstawie wierszy Zubeena Garga. Zubeen Garg to bozyszcze Assamu-najpopularniejsz muzyk i aktor tego stanu. Spiewal tez dla wielu filmow z Bollywood, min. Mere Watan z filmu Fizaa i Socha Nahi Tha z filmu Kaante. Prywatnie Zubeen jest przemilym facetem. Poznalismy sie w Guwahati gdzie wlasnie kreci swoj najnowszy dwujezyczny filmy "You are not my Julie". Przez ponad godzine rozmawialismy o sztuce, poezji, sadzeniu drzezw, o tym ze rzad powinien wreszcie cos zrobic z ulicami po monsunie. Mila jest rowniez malusienka skosnooka zona Zubeena, ktora jest projektantka mody.
Rok przygotowan do spektaklu minal nam na kontaktowaniu sie z Zubeenem, ktory specjalnie dla nas nagral plyte ze swoimi wierszami, na planowaniu kto co i jak zrobi w trakcie przygotowan do wystepu, na czytaniu poezji Zubeena i dyskutowaniu o niej itd.
Tak na prawde to nikt nie bardzo wierzyl w nasz projekt. Assam ine nalezy do miejsc gdzie obcokrajowcy przyjezdzaja pracowac. Nieco turystow pojawia sie zeby odwiedzic par narodowy, ale nikt nie przyjezdza tu na dluzej.
Powod? ULFA, czyli United LIberation Front of Assam. Zalozona 7 kwietnia 1979 organizacja kiedys dzialajaca na rzecz wspomagania lokalnej ludnosci, a pozniej jako organizacja militarna/terrorystyczna. ULFA domaga sie odlaczenia Assamu od Indii. Ulfa raz po raz organizuje mniejsze lub wiekszezamachy bombowe - w dniu kiedy wyjezdzalam z Guwahati wybuchlo tam 5 bomb, tydzien wczesniej wykolejono pociag, itd.. Turysci nie przyjezdzaja tu bo w 1991 roku ULFA uprowadzila i zamordowala rosyjskiego inyniera.
Kiedy pierwszego dnia jechalismy pociagiem z Guwahati do Nagaon lezalam sobie spokojnie na polce z bagazami (na dole na siedzeniach bylo troche tloczno...) nagle pociag zatrzymal sie, a wszyscy zaczeli uciekac... Bomba.... Na szczescie okazalo sie, ze tym razem nie byla to bomba tylko zapalily sie hamulce... Rozejrzalam sie dookola... Piekne zileone pola ryzowe, jeziora z rybami, palmy kokosowe, czerwone kwiaty, piekne kobiety, niebieskie nebo... NIGDY NIE ZROZUMIEM JAK W IMIE RELIGII, KOLORU SKORY, KASTY CZY NARODOWOSCI LUDZIE MOGA CHCIEC ZNISZCZYC TAK PIEKNE MIEJSCA!!!!! PO CO??? W IMIE CZEGO????

Moj uczen pochodzi z biednej rodziny Muzulmanow. Mieszkalam w domu jego brata, bo w domu rodzicow nie ma miejsca na kolejna osobe. Dom jest w wiosce w jungli. Podloga w kuchni zrobiona jest z gliny, a dach z blachy. lazienka jest na zewnatrz - kapac trzeba sie przy studni. W domu i obok domu mieszkaja rodzinne zwierzeta - koty, kury, kozy. Po scianach od czasu do czasu chodza ogromne miesiste pajaki. Nad glowami lataja wszedobylskie komary. Spi sie pod moskitiera.
Pierwszej nocy obudzily mnie malenkie swaitelka przemieszczajace sie po moim pokoju... W pierwszej chwili przestraszylam sie, dopiero pozniej dotarlo do mnie, ze sa to.... swietliki.... cala masa swietlikow.





















Nastepnego dnia wychodzimy na spacer z jedna z kuzynek. W Assamie nie ma problemow na podlozu "religijnym", ale gdy owa kuzynka uciekla zeby wyjsc za maz za muzulmanina to wyrzekla sie jej cala jej braminska rodzina. Od 14tu lat nie zadzwonili do niej nawet mama z tata czy siostry. Ale takie problemy to rzadkosc. Moj przyjaciel planuje za rok slub ze swoja dziewczyna ktora jest Hinduistka.

Wiecej zdjec z Assamu znajduje sie tu.

Tuesday, June 15, 2010

Nastrojowo.....

Wiersz Wieslawy Szymborskiej - (dziekuje ci K. ze mi go pokazalas)

Milosc od pierwszego wejrzenia

Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo,
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamietają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś “przepraszam” w ścisku?
głos “pomyłka” w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamietają.

Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.

Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.

DESIDERATA.... dzis w orginale....

Piekny wiersz napisany w 1927 roku przez Maxa Ehrmanna:

Desiderata

Go placidly amid the noise and haste,
and remember what peace there may be in silence.
As far as possible without surrender
be on good terms with all persons.
Speak your truth quietly and clearly;
and listen to others,
even the dull and the ignorant;
they too have their story.
Avoid loud and aggressive persons,
they are vexations to the spirit.
If you compare yourself with others,
you may become vain and bitter;
for always there will be greater and lesser persons than yourself.
Enjoy your achievements as well as your plans.
Keep interested in your own career, however humble;
it is a real possession in the changing fortunes of time.
Exercise caution in your business affairs;
for the world is full of trickery.
But let this not blind you to what virtue there is;
many persons strive for high ideals;
and everywhere life is full of heroism.
Be yourself.
Especially, do not feign affection.
Neither be cynical about love;
for in the face of all aridity and disenchantment
it is as perennial as the grass.
Take kindly the counsel of the years,
gracefully surrendering the things of youth.
Nurture strength of spirit to shield you in sudden misfortune.
But do not distress yourself with dark imaginings.
Many fears are born of fatigue and loneliness.
Beyond a wholesome discipline,
be gentle with yourself. You are a child of the universe,
no less than the trees and the stars;
you have a right to be here.
And whether or not it is clear to you,
no doubt the universe is unfolding as it should.
Therefore be at peace with God,
whatever you conceive Him to be,
and whatever your labors and aspirations,
in the noisy confusion of life keep peace with your soul.
With all its sham, drudgery, and broken dreams,
it is still a beautiful world.
Be cheerful.
Strive to be happy.

Saturday, June 12, 2010

Suraj Ka Satwaa Ghoda

Przezylam ostatnio jedna z najwspanialszych, a za razem najstraszliwszych przygod swojego zycia...
Njapiekniejsza, bo nauczyla mnie ona wiele o mnie samej, o swiecie, o ludziach otaczajacych mnie, o systemie spolecznym w jakm zyjemy.
Najstarszliwsza, bo najtrudniej jest w zyciu stanac na przeciw samego siebie i zobaczyc w lustrze odbicie wlasnego wnetrza i swiata w ktorym zyjemy. Praca na scenie to publiczne rodzieranie swojego wnetrza, szukanie w sobie ukrytych fragmentow swiata, emocji, o ktorych nawet nie mysleismy, ze moga w nas tkwic. Psychologom i znawcom ludzkego charakteru chce powiedziec, ze nie ma najdrobniejszego zdarzenia, ktore nie zostawiloby trwalego sladu na naszym zyciu. To ostatnie zdanie to sparafrazowany fragment tekstu sztuki w ktorej zagralam, a raczej - ktora przezylam.
Po raz pierwszy w zyciu pracowalam z geniuszem! Nie zartuje... Malo znam osob, o ktorych moge powiedziec, ze sa moimi Guru i ze chce dotknac ich stop na znak szacunku, ale rezyser z ktorym pracowalam.... ktoregos dnia podczas proby cos kazalo mi uznac go swoim mistrzem i nauczycielem...
Moze zaczne od opisania miejsca naszej pracy:
Wyobrazcie sobie kochani mala wioske w zapadlym rajasthanie, 30 kilometrow od miasta. Nie ma elektrycznosci. Spimy na dachu, a nad naszym glowami tysiace tysiace gwiazd... po raz pierwszy w zyciu widzialam tyle spadajacych gwiazd! Mieszkamy na dawnym cmentarzu... proby odbywaja sie na betonie pod golym niebem w nocy, bo jest za goraco zeby stapac po betonie w dzien. Od czasu do czasu na nasze miejsce prob wbiegaja pajaki wielkosci mojej dloni (po 2 miesiacach w Rajasthanie po raz pierwszy w zyciu moge powiedziec, ze juz nie boje sie pajakow!), czasem male skorpiony, po jakims czasie tez szczeniaki, ktore zaadoptowalam... w dzien przychodza krowy i kozy...
















Po miesiacu nasze stopy sa niemal zdarte do krwi, ale to nic w porownaniu z bagazem emocjonalnym jaki zafundowalismy sobie nawzajem. Tekst sztuki skonstruowany jest tak, ze w zaleznosci od tego jak wymowimy slowa (t cerebralne czy dentalne itd dla nie-indologow, moze to byc ciezki fragment do zrozumienia) kostruujemy nowe znaczenia - mozemy mowic w wulgarny sposob o seksualnosci, mozemy opowiedziec rozmantyczna historie milosna itd. Kazda proba jest inna, codziennie odkrywaja sie przed nami nowe ukryte znaczenia tekstu. Tekst i symoble z ktorymi pracujemy - krzyz, talerze, kije bambusowe, kolorowe chustki, flet - wszystko to otwiera najglebsze poklady naszej podswiadomosci.



















Wezmy na przyklad flet, ktorego uzywamy w kilku scenach. Zdecydowalismy wspolnie, albo raczej "energia grupy" zdecydowala, ze glowny tekst ma odzwierciedlac wierzchnia warstwe tekstu powiesci "Suraj ka Satwaa Ghoda" (Siodmy kon Slonca) Autorstwa Dr. Dharmveer Bharti. Symbolika Fletu - w Indiach flet jest atrybutem Kryszny - wcielenia Boga Vishnu. Nie bede sie wdawac w szczegoly, ale w mlodosci Kryszna mieszka w wiosce a dzwiek jego fletu niemalze hiptonytzuje rozkochane w nim pasterki. W naszej sztuce na flecie gra jedna z postaci kobiecych - kobiecy Kryszna, ktory z jednej strony swoim fletem probuje przywolac swojego ukochanego, z drugiej zas strony nieswiadomie przywoluje wiele niechcianych osob. Poza tym mamy tu tez motyw falliczny - flet jako symbol dojrzalosci seksulanej; walke przeciwko systemu edukacji - zanim Yamuna zacznie grac na flecie jej rece wystaja ponad zwiazane kolorowe chustki, ktore z jednej strony moga sybolizowac procesje swiateczna, orszak slubny, zniwa, ale z drugiej strony obraz ten moze przedstawiac dwie dlonie odciete przez... edukacje, system spoleczny, instytucje malzenstwa.
Kazdy moment sztuki moze byc interpretowany na tysiac sposobow i mam nadzieje, ze dyskusje nad tym co chcielismy przedstawic zajma tysiac lat.
Jesli dobrze pamietam, to Grotowski powiedzial kiedys, ze aktor musi byc przede wszystkim poszukiwaczem prawdy i musi kultywowac w sobie "czlowieka" i piekno
wewnetrzne. To bardzo ciezkie zadanie w dzisiejszych czasach - byc soba. Bo przeciez kazdy z nas odgrywa w zyciu tysiace rol - matki, ucznia, pracownika, zakladamy tysiace kostiumow, ktore tez przeciez wplywaja na nasze zachowanie, obowiazuje nas tyle norm i nakazow systemowych i spolecznych... Czasem chyba w tym galimatjasie tracimy gdzies siebie samych.... AUM to dzwiek prawdy, ktory jest w kazdym z nas. Niezmienny, wieczny dzwiek kosmosu... Tat tvam asi - Ty jestes tym. Kazdy z nas ma w sobie element boskosci. Ateistom dziekujmy. Osobom wierzacym w religie tez. My wierzymy w czlowieka.

Grupa z ktora pracowalam prowadzi darmowa szkole dla dzieci z wioski w ktorej pracowalismy. Dzieci tez graja w sztukach i same pisza, rezyseruja, ale o tym kiedy indziej. Te dzieci to dzieci przyszlosci - za kilka lat to one a nie my stana na scenie swiata, wiec musimy dbac o to by kultywowac w nich czlowieka, po to by przyszlosc mogla byc jasniejsza od terazniejszosci.

Tuesday, June 8, 2010

Life changing experience in plural.... czyli wydarzenia ludzie i miejsca, ktore zmieniaja nasze zycie :)

Wybaczcie kochani dluga przerwe, ale :
1. nie mialam przez 2 miesiace dostepu do internetu, a teraz tez nie mam go w domu
2. bylam troche zajeta.

Z perspektywy czasu chcialam wam powiedziec, ze to co ze sceptycyzmem sluchalam o Yoga Teacher Training Course jako "life changing experience" to jednak prawda.... ale czesto to co mamy, albo to czego sie uczymy i co przezywamy potrafimy docenic dopiero kiedy nas tam juz nie bedzie...

Ostatnio mialam jeszcze jedno takie przezycie. troche jak spelnienie moich marzen. troche tak jakby ktos nagle przeczytal wszelkie moje sny i marzenia i podal mi je w pigulce.... ale to powoli powoli opisze, bo na razie musze biec na zajecia - powrot do normalnosci tez jest milym wydarzeniem :)

Sciskam wszystkich

Saturday, April 3, 2010

YOGA, SPIRITUAL FASTFOOD, WSPANIALI LUDZIE I WIELE WSPOMNIEN

Confusion will be my epitaph…. spiewalo kiedys King Crimson. Confusion to dobre okreslenie tego jak wygladal ostatni miesiac.
Po pierwsze moi drodzy zdradze wreszcie gdzie bylam i po co :) Postanowilam dolozyc sobie koleiny punkt w zyciorysie i zostac dyplomowanym instruktorem yogi. Ostatni miesiac spedzilam w Ashramie Shivanandy pod Madurajem uczestniczac w miedzynarodowym kursie nauczycieli yogi.
Bylo bardzo miedzynarodowo. Po raz pierwszy od wielu lat znalazlam sie wsrod ludzi z tak wielu stron swiata. To bardzo ciekawe doswiadczenie. Ciekawe, ale tez stresujace. Czesto trudno jest pokonac roznice kulturowe, o ktorych nigdy nawet bysmy nie pomysleli. Nie potrafie rozmawiac z Amerykanami, ktorzy bez przerwy fruwaja gdzies w przestworzach swojego wlasnego prywatnego przytulnego swiatka, z ktorego sfruwaja codziennie na 5 minut krotkej rozmowy z kazda napotkana osoba. Nigdy nie potrafilam prowadzic rozmow towarzyskch, a juz na pewno nie z osobami ktore dopiero co poznalam. Moja towarzyszka przez caly kurs byla Hannah - przepiekna pol-angielka, pol-iranka, ktora oczarowala mnie swoja gra na santurze.
Nigdy nie cwiczylam yogi w europie. Zawsze mam w glowie slowa mojego guru ji od Sanskrytu – Pamietajcie panstwo, ze yoga to nie jest zabawa. To cala filozofia.
Yoga to nie jest zabawa. To nie machanie nogami, rekami, nie stanie na glowie, nie bycie powyginanym jak guma. Yoga to proba pokonania naszego ciala i umyslu. Proba ujarzmienia naszej fizycznosci.

Yoga to 8 stopni na drodze ku poznaniu siebie. (ashtaanga yoga):

Yama – nakazy
Ahimsa – niekrzywdzenie
Satya – prawdomownosc
Brahmacarya – celibat, albo jak kto woli w kali yudze – brak rozpusty
Asteya – niekradzenie
Aparigraha – nieprzyjmowanie lapowek i podarunkow

Niyama – powinnosci
Śauca – czystosc
Santosha – zadowolenie
Tapas - asceza
Svadhyaya – samodzielna nauka
Iśvarapranidhana – kontemplacja Boga

Asana – pozycje (sukham sthiram asanam - asana, to wygodna i stabilna pozycja)

Praanayama – kontrolowanie energii zyciowej

Pratyaahara – wycofanie zmyslow

Dhaarana – koncentracja

Dhyaana – medytacja

Samaadhi – stan jednosci

To na razie tyle jesli chodzi o filozofie. Nie bede wdawac sie w szczegoly, jesli ktos chce to przeczyta sobie ksiazke.

Zycie w Ashramie bylo mniej rygorystyczne niz sie spodziewalam.
Pobodka o 5.30. Zimny prysznic, pod ktorym trzeba tez umyc wlosy (czesto oszukiwalam i mylam tylko twarz).
6 rano – pol godziny medytacji, a raczej proby medytacji  To prawdziwe wyzwanie uspokoic swoj umysl i cialo na pol godziny. Siedziec nieruchomo, koncentrowac sie na jednym i nie poddawac sie bodzcom zewnetrznym. „Umysl jest jak malpa, ktora co chwila probuje skoczyc z jednego miejsca w inne.” Dla mnie proba medytacji byla ciezka walka z sama soba. W 99,9% przegrana.
Krotki wyklad o technikach medytacji, spiewanie bhajanow i aarati – ceremonia oczyszczenia ogniem. Wiele lat nie bylam w kosciele, ale zawsze przynosi mi to na mysl kadzidlo.
7.45 herbata !!!!! Jak juz powiedzialam nasz Ashram nie byl bardzo rygorystyczny – przwdziwi yogini nie powinni pic herbaty, w koncu to pobudzajaca uzywka.
8.00 Zajecia yogi. Poranne zajecia to nauka jak uczyc. Jak poprawiac pozycje, co, jak i kiedy mowic, a czego nie. Uczenie sie nawzajem, albo w grupach 4 osobowych.
10.00 to wedlug planu posilek, ale w praktyce nasze poranne zajecia trwaly zawsze do 10.30.
10.45 – karma yoga, czyli prace przerozne, po to zeby nasz Ashram byl czysty i przytulny – czyszczenie toalet, zamiatanie sali do spania, skladanie i rozkladanie mat, wynoszene smieci, itd.
12.00 – zajecia wyjasniajace znaczenia roznych wersow w Sanskrycie, ktorych uzywano podczas puji, lekcji itd. Moje ogromne ego przyznaje, ze sie nudzilo na tych zajeciach.
13.00 – warsztaty wszelakich asan, czyli wolna amerykanka – robimy co chcemy i jak chcemy, z kim chcemy byle do skutku
13.30 - herbata (jako ze herbata byla z mlekiem, co malo budzilo mnie w srodku dnia Hannah i ja przemycilysmy po tygodniu paczke czarnej herbaty, ktora potajemie parzylysmy w czajniku kolezanki)
14.00 – wyklad z filozofii lub anatomii. Wierzcie mi moi drodzy - latwo jest pamietac nazwy w Sanskrycie, ale uczenie sie budowy serca, kregoslupa itd w jezyku angielskim jest na prawde trudne
16.00 – zajecia z yogi – tym razem jestesmy tylko uczniami grzecznie wykonujacymi wszelki polecenia.... Kilka razy zajecia rozpocely sie 54 rundami (czy tak sie mowi po polsku?) Suurya Namaskaar (powitania slonca)... a potem dopiero zajecia...
18.00 to kolacja, ale jak sie domyslacie zajecia z yogi nigdy nie skonczyly sie przed 18.20
19.00 to albo film o anatomii, filozofii, Tybetanska ksiega zmarlych, albo czas wolny
20.00 to kolejna medytacja, krotki wyklad, bhajany, aarati
22.00 to w teorii czas na spanie, w praktyce czas na nauke, pranie, rozmowy itd, byle do nastepnego dnia

CIAG DALSZY NASTAPI...

Zdjecia mozna zobaczy tutaj klikajac tutaj.

Saturday, February 27, 2010

POCIAG

Niedaleko mojej szkoly sa tory kolejowe. Codziennie rano, kiedy ide na zajecia widze pociagi pelne podroznych wracajacych do Delhi/wyjezdzajacych na wakacje/do pracy/na slub brata/na swieta i niewiadomo co jeszcze. Zawsze mam ochote wsiasc do pociagu, siedziec przy otwartym oknie, czuc powiew wiatru na mojej twarzy i widziec jak zmienia sie krajobraz za oknem. Indyjski pociag to tak jakby mala wioska na kolkach. Mamy tu podzial na rozne grupy spoleczne - w pociagu dalekobieznym mamy 1 klase AC, ktora przypomina nasze przedzialy w wagonach sypialnych. Potem 2tier AC, czyli wszyscy gniezdzimy sie w poczuciu luksusu klimatyzacji, juz bez zamykanych przedzialow, z lozkami po 2 na kazdej scianie naszego boksu i wzdloz korytarza, ale za to z wlasna lampka i zaslonka przy kazdym lozku; potem 3tier AC - wciaz klimatyzacja, ale juz po 3 lozka na scianach boksu, nizej w hierarchi jest Sleeper , w ktorym wlasnie siedze na gornym lozku, juz bez klimatyzacji, ale za to z otwieranymi oknami, za nami jest jeszcze General Class, gdzie na drewnianych/lub plastikowych siedzeniach leza/stoja.przycupuja ludzie w nieokreslonej ilosci - ilu da sie upchnac tylu wejdzie. Nie lubie podrozowac w klimatyzacji, gdzie nie mozna otworzyc okien. Odbiera mi to cala przyjemnosc podrozowania - to tak jak ogladac swiat przez ekran telewizora, gdzie nie mozna nic dotknac, poczuc, powachac. To tak jak roznica miedzy podrozowaniem samochodem i motorem. Samochod sprawia, ze istniejebariera pomiedzy nami, a otaczajacym swiatem, a jadac na motorze jestesmy w samym srodku zycia.

W pociagu raz po raz rozlega sie glos sprzedawcy herbaty "Chai chai, garam garam Chai...." Kiedys herbate w pociagach sprzedawano w malenkich glinianych kubeczkach. Po wypiciu slodkiej herbaty z mlekiem wyrzucalo sie taki kubeczek za okno. Glina stawala sie znow jednym z ziemia. Teraz herbate podaje sie w papierowych lub plastikowych kubkach. Ja bardzo tesknie za smakiem herbaty pitej z czerwonego/brazowego glinianego kubka. Za oknem spieczona sloncem ziemia, palmy, zielone pola, czarne bawoly, ktore probuja wykapac sie w zarosnietym stawie, kobiety przewiazaly miedzy nogami sari i pracuja w polu, czarny bezpanski pies blaka sie gdzies przy drodze, ktora pedza wypelnione do granic mozliwosci ciezarowki. Przejezdzamy przez wioske. Szkola pelna rozesmianych dzieci w jednakowych mundurkach. Staw. Na kamieniach obok stawu przykucneli pracze i piora ubrania raz po raz uderzajac nimi o kamienie. Obok rozlozone na ziemi prawdziwe pole kolorowych ubran suszacych sie w sloncu. Miasteczko. Male miasteczka sa moim zdaniem duzo ladniejsze niz wielkie molochy takie jak Delhi, Mumbai, Kalkuta czy Chennai (chociaz Chenai akurat bardzo lubie). Zawsze zadziwia mnie, ze budujac domy Hindusi nie zwracaja uwagi na okna-okna sa zazwyczaj tylko na przedniej scianie domow, nawet tych wolnostojacych. Sciany boczne sa zupelnie pozbawione okien, a w miastach domy stawiane sa sciana w sciane. Plaskie dachy , na ktorych bawia sie dzieci i ktore w upalne dni maja zamieniaja sie w sypialnie pod gwiazdami. Rozowe krzewy rosnace przy torach. Krowy przy studni. Kozy powoli idace wsrod bladozielonych krzewow. Wieczorem w pocagu zrobilo sie tloczno. Moje gorno lozko to blogoslawienstwo. W kazdej chwili moge sie wdrapac na swoje pieterko i wygodnie polozyc w moim krolestwie. Chai chai garam garam chai... Budze sie i slysze smiech mojego nowego kolegi sprzedajacego herbate - przespalas strasznie dlugo. Faktycznie. Jest juz 10ta rano. Goraco. Czuje, ze moj podkoszulek jest wilgotny. To uczucie jest dosc charakterystyczne dla wilgotnego goracego klimatu, a taki klimat opanuje wlasnie w miejscu do ktorego zmierzam. Drugi dzien podrozy mija glownie na lezeniu - wszyscy sa nieco zmeczeni. Za mna juz 32 godziny podrozy. Przede mna jeszcze 12. To wedlug planu, ale mam nadzieje, ze pociag sie spozni. Nie chcialabym wysiasc na dworcu o planowej 3.40 rano i czekac az miasto sie obudzi. Za oknem duzo zieleni, ale nie tak pieknej jak w Kerali. Mam ochote zmienic swoje plany i zamiast wracac prosto do Delhi zboczyc nieco z trasy i moze odwiedzic znow najpiekniejsZe ,iejsce na ziemi jakim jest Kerala. Jedna z rzeczy, ktorych nauczylam sie w Indiach, to ze nie warto nic planowac. Zobaczymy co los przyniesie. No i stalo sie. Popelnilam w zyciu nieco grzechow, wiec moje modlitwy nie zostaly wysluchane - pociag dotarl do Maduraju przed czasem, o strasznej porze 3.15 rano. Niech pioron strzeli w tych co utyskuja na opoznienia i inne problemy indyjskiej koleji. Musze kupic bilet powrotny - nie mialam czasu zrobic tego w Delhi, a kasa biletowa otwiera sie dopiero o 8. Na szczescie jestem juz zaprawiona w kolejowych bojach i posiedzeniach na stacji. ostatnio wracajac z Khajuraho przesiedzialysmy na stacji od 3 do 6 rano w potwornym zimnie. Stacja w Maduraju jest zdecydowanie przyjazna czlowiekowi. Rozlozylam swoje przescieradlo na peronie, torebka pod glowe i leze sobie. Przeszkadzaja mi tylko wszedobylskie komary. Moja nowa kolezanka - zebraczka, albo po prostu uboga podrozna przysiada sie na chwile rozmowy, ktora nie bardzo nam wychodzi, bo moj Tamilski jest na tyle slaby jak jej Hindi. Pani prosi o jakis maly datek - chcialaby napoic sie herbaty. Nie mam drobnych, wiec daje jej 20 rupii, za ktore bedzie mogla zjesc cale sniadanie. Bardzo szczesliwa na odchodne pokazuje mi, zebym poszla na sasiedni peron i polozyla sie spac pod wiatrakami, tam komary przestana mi dokuczac. CENNA TO RADA Wiatraki sa tuz przy wejsciu do toalety, gdzieza 3 rupie mozna sie nawet wykapac. Jesli kiedys bedziecie nocowac na stacji w Maduraju, to zdecydowanie polecam lazienke - czysto, jasno i przyjemnie. Wyjmuje z torby swoje przescieradlo i rozkladam na ziemi. Moge spokojnie isc spac. Cofee, cofee... budzi mnie krzyk sprzedawcy kawy. To jedna z roznic miedzy Indiami polnocnymi, a poludniowymi - u nas na polnocy kroluje herbata, na poludniu zas kawa. Kolo mnie trwa poranne zebranie sprzataczy stacji. Zbieram swoj dobytek i ide jesc sniadanie. Potem spacer na dworzec autobusowy. Dzieki milemu panu sprzedawcy oleju do wlosow udaje mi sie bez problemu znalezc wlasciwy autobus. Autobus jest pelen. Tlok potworny, ale juz po kilkunastu minutach, gdy wyjezdzamy poza miasto robi sie mniej tloczno. Po pol godzinie w autobusie zostaje tylko ja i jeszcze 3 pasazerow. Po kolejnych 20 minutach widze znak prowadzacy do celu mojej podrozy. Kilkusetmetrowy spacer droga, po ktorej biegaja malpy. W oddali widze budynki, ktore beda moim domem przez najblizsze kilka tygodni.... Ciekawe co mnie tu spotka.

Wednesday, February 24, 2010

Jade sobie...

Jutro rano wstaje o 5, zeby zlapac moj wymarzony pociag..... planowo - 44 godziny podrozy... na szcescie mam gorne lozko. Cel podrozy jest na poludniu. Mala wioska kolo Maduraju w stanie Tamil Nadu. Spedze tam miesiac. Najprawdopodobniej bez telefonu i inernetu. Jesli sie uda, to cos stamtad napisze. Jesli nie, do zobaczenia za czas nieokreslony :)

Sattriya - klasyczny taniec z Assamu


Pierwsza rzecz, ktora koniecznie musze wam powiedziec, to ze taniec Sattriya jest jedynym rodzajem klasycznego tanca indyjskiego w ktorym nie uzywa sie gunguru - dzwonkow zakladanych na kostki. Taniec Sattriya jest stosunkowo mlody - uwaza sie, ze zostal on stworzony w XV wieku przez Mahapurusha Srimanta Sankardeva - dramatopisarza, reformatora religijnego, ktorego uwaza sie za jednego ze swietych medrcow. Jest on tworca Ankiya Naat - jednoaktowej formy teatralnej z Assamu, w ktorej przypomina sie wydarzenia zwiazane z bogiem Wisznu i jego avatarami (zstapieniami). Taniec Sattriya powstal wlasnie jako czesc tej formy teatralnej.
Poczatkowo, taniec Sattriya byl wykonywany jedynie przez mnichow w klasztorach zwanych Sattra (stad tez nazwa tanca) jako czesc codziennego rytualu. W polowie XIX wieku taniec ten wyszedl z klasztorow i zaczal byc prezentowany w audytoriach, a wykonawcami byli juz nie tylko mezczyzni, ale tez kobiety. 15 Listopada 2000 roku to wazna data w historii tego tanca - tego wlasnie dnia Sangeet Natak Akademi, czyli organizacja rzadowa zajmuja ca sie kultura dolaczyla taniec Sattriya do listy klasycznych tancow indyjskich.
Piekne kostiumy - kremowa spodnica z tradycyjnymi czerwonymi wzorami, czerwona bluzka i inne ozdoby dla kobiet i biale dhoti oraz biala "czapeczka" na glowie sprawiaja ze widzowie przenosza sie w czasie i przestrzeni i przezywaja po raz kolejny zabawy Kryszny i jego pasterek (wiekszosc tancow poswiecona jest wlasnie Krysznie, albo Ramie). Wiecej o tancu kiedy indziej - teraz czas spac. Tylko taka mala refleksja... Pokaz Sattriya, na ktorym ostatnio bylam byl bezplatny, a tanczyla jedna z najbardziej znanych tancerek w Assamie Indira P P Boda i jej studentki.... Na widowni osob bylo mniej wiecej tyle samo co na scenie... Mozna byl zliczyc widzow na placach obu rak. To przykre. Bardzo przykre. Niedlugo na swiecie zostanie nam tylko Mac Donald... A ja burgerow nie lubie.

Thursday, February 18, 2010

Thali





















Ostatnio zrobilo sie nieco powaznie, wiec dzis dla relaksu (wdech i wydech badz tez inhale.... exhale, jak kto woli) porozmawiamy o czyms co wszyscy chyba lubimy.
Jedzenie! Uwielbiam indyjskie jedzenie i czesto bardzo ale to bardzo zadziwia mnie to, ze nie udalo mi sie w Indiach przytyc. (jak na razie). Nie bedzie przepisow, bo to nie ma byc ksiazka kucharska, ale za to bedzie o bardzo popularnym koncepcie thali, czyli talerza pelnego wszelakich potraw.
Niemal kazda przydrozna dhaba (budka, ktora ma sluzyc za restauracje w wersji "jesli sanepid do nas przyjdzie to zwiewamy gdzie sie tylko da, zeby nas nie zamkneli w wiezieniu za zle warunki sanitarne"), restauracja, czy pieciogwiazdkowy hotel (w wersji "niewazne, w ktorym miejscu na ziemi jestes nasz hotel bedzie zawsze wygladc tak samo") oferuja thali, czyli pelen posilek.
Thali oznacza "talerz". Indyjski talerz ma w sobie duzo uroku, wierzcie mi. Na poludniu Indii bardzo czesto zamiast talerzy uzywa sie lisci palmowych, ktore po skonczonym posilku zwija sie i wyrzuca. Czesto widac tez jak uczniowie szkol, albo podrozni wyciagaja z toreb swoj posilek zawiniety w taki wlasnie zielony lisc. Ma to zapewnic doskonaly smak i swiezosc potrawom.
Na polnocy Indii je sie natomiast najczesciej z prostokatnych lub okraglych metalowych talerzy z przegrodkami na roznego rodzaju potrawy, ryz i placki, albo tez z plaskich talerzy, na ktorych stoi wiele miseczek wypelnionych po brzegi kolorowym jedzeniem. Na zdjeciu mozecie zobaczyc co zjadlam wczoraj na obiad. Chyba juz rozumiecie dlczego zadziwia mnie fakt, ze ciagle slysze ze jestem tak szczupla :)
Na moim talerzu, w wersji poludniowo-indyjskiej sa: w srodku 3 puri -placki smazone w glebokim oleju, po lewej stroni na osobnym talerzu papad, czyli prazynka w wersji gigant, po prawej stronie w osobnej miseczce widac gorke ryzu, a na talerzu: ukryte pod puri rasam, czyli ostra zupe, ktora jest fantastycznym lekarstwem na katar i przeziebienie, a potem od lewej kolejno: korma warzywna, czyli warzywa w gestym sosie, "sucha" potrawa z warzyw, chatni- gesty sos-krem z przyprawami, uzywany tak jak u nas dip, slodycz, raita - salatka z warzyw w jogurcie, daal- gesta zupe z soczewicy itp., znow raita (tym razem bonusowa :) ), jogurt, sambar - ostra gesta zupa z warzywami.
Przyznam sie szczerze, ze nie moglam sie potem ruszyc :)
Thali w wersji polnocno-indyjskiej to najczesciej z kolei: roti - placki, shahi paneer - ser paneer (przepis juz kiedys podalam) w czerwonym sosie, daal - wspomniana juz zupa z soczewicy itp., ale przygotowana innaczej niz na poludniu, gulab jamun jako slodycz, czyli mikro paczek w syropie, raita, i czasem, ale nie zawsze ryz.
nie wiem jak wy ale ja zglodnialam....
Smacznego wszystkim :)

Sunday, February 14, 2010

Po zamachu w Punie 13.02.2010

Wczoraj wieczorem gdy wracalam do domu policjant w metrze nadspodziewanie dlugo przegladal moja torebke. Nie lubie kontroli, wiec poczulam sie nieco nieswojo pokazujac baterie w aparacie fotograficznym i otwierajac kosmetyczke pelna kajalu (czarna kredka do oczu), surmy (czarny proszek do oczu) i innych damskich przyborow. Metro bylo jak zwykle zatloczone przez ludzi, ktorzy wracali do domow smiejac sie i rozmawiajac o minionym dniu, o pracy, nadchodzacym slubie w rodzinie starszej corki mlodszego brata ojca itd. Dopiero dzis rano po otwarciu gazety zrozumialam przyczyny skrupulatnosci policjanta: Terror is back o 19.00 wybuchla bomba w popularnej wsrod turystow German Bakery niedaleko Ashramu Osho w Punie. 9 osob zabitych, a 33 ranne.
Przykro jest czytac o tym, ze miejsce, w ktorym wiele lat temu (rok 2000) jadlam pyszne sniadnanie zostalo zaatakowane przez terrorystow. Z drugiej jednak strony takich miejsc moglabym wymienic wiele - w 2002 roku pilam pyszne indyjskie piwo marki Kingfisher w cafe Leopold w Bombaju, ktora bylam jednym z celow ataku terrorystycznego rok temu, w 2005 roku tuz przed swietem Divali w Delhi bomby wybuchly w autobusach oraz na kilku popularnych targowiskach, miedzy innymi na moim ukochanym Sarojini Market. We wrzesniu 2008 kilka zsynchronizowanych ze soba bomb wybuchlo na Counnaught Place - ogromnym rondzie w samym centrum Delhi. Gdy wybuchaly ja zajeta bylam cwiczeniem swojego padam czy tez Varnam na zajeciach tanca w szkole, ktora znajduje sie kilkaset metrow od miejsca wybuchu. Gdy zajecia sie skonczyly nie dzialay telefony, nie mozna sie bylo nigdzie dodzwonic ani spytac co i gdzie sie stalo. Okolice Mandi House pelne byly policjantow, ktorzy nie pozwalali ludziom stac w wiekszych grupach, wszystkie kosze na smieci zostaly wywrocone do gory nogami (bomby podlozono wlasnie w koszach) i panowala bardzo napieta atmosfera. Pamietam bicie serca gdy raz po raz wystukiwalam na klawiaturze telefonu komorkowego numer A., ktory mieszkal bardzo blisko miejsca wybuchu i czesto chodzil na zakupy/spacer/piwo w poblize CP (to popularna nazwa Connaught Place). Pamietajac, jak kilka lat wczesniej bomby wybuchly w autobusach balam sie wracac do domu. Odwiezli mnie rodzice kolegi.
Strach. Strach to cel terrorystow. Strach przed wyjsciem na ulice, wsiasciem do autobusu, pojsciem do kina, zamieszkaniem w hotelu, itd. Ale strach tez ma swoje granice. Tego walsnie nauczylam sie mieszkajac tu w Delhi. Indie nie dadza sie nigdy zastraszyc terroryzmowi, ktory atakuje tchorzliwie z nienacka ukrywajac swoja twarz.
Tak, wszyscy przejma sie losem ofiar zamachow i ich rodzin, ale juz nastepnego dnia po zamachu zycie bedzie toczyc sie zupelnie normalnie. Otworza sie markety, rodziny pojda do kina, a ja wsiade do autobusu, w ktorym codziennie moge przeczytac napis umieszczony na siedzeniach: Strzez sie, pod twoim siedzeniem moze byc bomba.
Moze byc. To prawda. Moze byc bomba, ale Indie ucza tego, ze to co jest nam w zyciu pisane i czas, ktory jest nam dany nie zalezy od nas. Gdybym pojechala do Puny wczoraj a nie dziesiec lat temu? Gdybym 29.10.2005 poszla na zakupy na Sarojini Market, a nie na wystep mojej kolezanki z klasy? Nie mozna sie bac. Nalezy zyc codziennie pelnia tego co mamy dookola siebie. Sa rzeczy na ktore nie mamy wplywu, nie kazdy z nas ma szanse stac sie niesmiertelnym jak Markandeya. (Markandeya mial umrzec w wieku 16 lat, ale gdy Yama, indyjski bog smierci, przyszedl zarzucic na niego petle ktora wyciaga dusze z ciala Shiva kopnal go i tak Markandeya na wieki pozostal szesnastoletnim chlopcem)

Indie nie dadza sie zastraszyc terroryzmowi, gdyby mialy sie bac, to zaczelyby bac sie juz dawno, bo nawet oficjalna strona Indyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnetrznych podaje liste 34 organizacji dzialajacych na terenie Indii, ktore uwaza sie za majace powiazania z terroryzmem:



LIST OF ORGANISATIONS DECLARED AS TERRORIST ORGANISATIONS UNDER THE UNLAWFUL ACTIVITIES (PREVENTION) ACT, 1967
S.No. Organisation
1. United Liberation Front of Assam ( ULFA )
2. National Democratic Front of Bodoland ( NDFB ) in Assam
3. People’s Liberation Army ( PLA )
4. United National Liberation Front ( UNLF )
5. People’s Revolutionary party of Kangleipak ( PREPAK )
6. Kangleipak Communist Party (KCP)
7. Kanglei Yaol Kanba Lup ( KYKL )
8. Manipur People’s Liberation Front ( MPLF )
9. Revolutionary People’s Front (RPF ) in Manipur
10. All Tripura Tiger Force (ATTF)
11. National Liberation Front of Tripura (NLFT ) in Tripura
12. Hynniewtrep National Liberation Council (HNLC)
13. Achik National Volunteer Council ( ANVC ) in Meghalaya
14. Babbar Khalsa International
15. Khalistan Commando Force
16. International Sikh Youth Federation
17. Lashkar-E-Taiba/Pasban-E-Ahle Hadis
18. Jaish-E-Mohammed/Tahrik-E-Furqan.
19. Harkat-Ul-Mujahideen/Harkar-Ul-Ansar/Karkat-Ul-Jehad-E-Islami
20. Hizb-Ul-Mujahideen/Hizb-Ul-Mujahideen Pir Panjal Regiment
21. Al-Umar-Mujahideen
22. Jammu And Kashmir Islamic Front
23. Liberation Tigers of Tamil Eelam (LTTE)
24 Students Islamic Movement Of India
25. Deendar Anjuman
26. Communist Party of India (Marxist-Leninist)-People’s War,
All Its Formations And Front Organisations
27. Maoist Communist Centre (MCC), All Its Formations And Front Organisations
28. Al Badr
29 Jamiat-Ul-Mujahidde
30. Al-Qaida
31. Dukhtaran-E-Millat (DEM)
32. Tamil Nadu Liberation Army (TNLA)
33. Tamil National Retrieval Troops (TNRT)
34. Akhil Bharat Nepali Ekta Samaj (ABNES)


Indie nie dadza sie zastraszyc, bo nawet w momentach kryzysu jakim jest kolejny zamach wszsycy pamietaja o bohaterach tych poprzednich zamachow: o konduktorze autobusu, ktory wyrzucil z niego torbe z bomba, o 11-letnim chlopcu, ktory pokazal policjantom gdzie na CP zostaly podlozone kolejne bomby, ktore udalo sie rozbroic przed ich wybuchem.
Indie nie dadza sie zastraszyc i nie uwierza tez w to, ze terroryzm ma wiare. Terroryzm pozbawiony jest nie tylko twarzy (poza twarza Amjal Amir Kasaba, jedynego terrorysty, ktory przezyl w zeszlorocznej masakrze w Bombaju), ale rowniez i wyznania, bo przeciez ludzie ginacy w zamachach terrorystycznych przynaleza do roznych wyznan - sa wsrod nich muzulmanie, chrzescijanie, hinduisci, buddysci, dzinisci, protestanci i ateisci.
Indie nie dadza sie zastraszyc. Ja tez spokojnie wsiadlam dzis do metra i spedzilam mile popoludnie nad przepyszna poludniowoindyjska masala dosa (cos jak nalesenik nadziewany ziemniakami). Nie dam sie zastraszyc.

Saturday, February 13, 2010

Za co lubie Indie...

Za co lubie Indie? To pytanie zadawano mi chyba juz tysiac razy. Odpowiedz na pewno zmienila sie bardzo na przestrzeni tylu lat spedzonych w Indiach. Zniknela zapewne fascynacja egzotyka tego kraju, a wiele z rzeczy, ktore mnie kiedys fascynowaly staly sie po prostu codziennoscia - noszenie sari, kolczyk w nosie, dotykanie stop nauczyciela, malowanie na dloniach pieknych wzorow henna (mahendi)itd.
Mieszkam w Indiach, dlaczego wlasnie w Indiach , a nie w Polsce, Meksyku czy Japonii? Sama sie nad tym czesto zastanawiam.
Gdybym chciala zabrzmiec teraz intelektualnie, to powinnam powiedziec, ze fascynuje mnie roznorodnosc kulturowa tego kraju. To, ze jadac pociagiem zasypiam w wielkim miescie jakim jest Delhi, a nastepnego dnia rano, albo tez dwa dni pozniej budze sie gdzies wsrod palm i czerwonej ziemi karnataki, albo wysiadam rano z autobusu i widze przed soba wysokie gory... To, ze w Kerali moge pouczyc sie Kalaripayattu (sztuki walki), a w Manipurze Thang-ta (tez sztuki walki, ale wygladajacej zupelnie innaczej). To, ze taniec Kathak jest rozny od Bharatanatyam, Odissi, Manipuri, Kathakali, Sattriya, Mohinyattam, Kuchipudi itd.
Nie lubie byc napuszona intelektualistka. :) Prawda jest taka, ze najbardziej lubie w Indiach "male przyjemnosci", ktorych nie mozna doswaidczyc nigdzie indziej:

Slodka herbate z mlekiem, ktora pije sie na ulicy z malenkiej szkalneczki,
smak bhutta - kolby kukurydzy, ktora w gorace dni czerwca sprzedaja przypiekajac ja na wegielkach na chodniku,
mugphali - orzeszki, ktore najlepiej smakuja w zimie,
aloo chaat - smazone ziemniaki z przyprawami (na zdjeciu)
Gulab jamun - paczek w wersji mikro, ktory najsmaczniejszy jest zima,
za idli, za masala dose, za aloo chat, za meethi, za tysiace roznych pysznosci.



Uwielbiam kolory Indii. Kiedy idzie sie ulica widac niesamowite polaczenia przeroznych barw - kolorowe dupatty (dlugie chustki), czerwone, biale, niebieskie, rozowe, czarne, zielone, zolte sari, niesamowite kolory scian w domach - moj rozowy pokoj jest bardzo przytulny :)










Fascynuja mnie wciaz cotygodniowe uliczne targowiska, gdzie kupic mozna wszystko i wszystko wyglada tak atrakcyjnie - wodoodporne zegarki sprzedawane prosto z basenika z woda (niemal jak nasze biedne swiateczne karpie), bizuteria wiszaca na stoiskach, kolorowe plastikowe pudelka, w ktorych trzyma sie cukier, ryz i przyprawy aby uchronic je przed atakiem mrowek lub karaluchow.
Kocham pociagi mimo ich ciaglych spoznien, przykrego niekiedy zapachu i halasu. Pociag indyjski zyje wlasnym zyciem. Na kazdej stacji wsiadaja i wysiadaja sprzedawcy ksiazek/picia/jedzenia/gazet/bryloczkow do kluczy/mydla w papierku/zabawek/kart do gry/swietych obrazkow, zebracy spiewaja piosenki albo zamiataja podloge i prosza o datki.
Za kino w Bombaju, gdzie przed filmem odgrywany jest hymn Indii.
Za to, ze codziennie wieczorem moge za darmo obejrzec wystep taneczny/koncert muzyki itd.
Lubie Indie. Lubie Indie pomimo halasu, brudnych ulic, chaosu na ulicach, ogromnej biurokaracji, mimo tego ze codziennie ktos sie na mnie uporczywie patrzy w metrze lub w autobusie, mimo obdrapanych scian budynkow dookola, mimo klimatu Delhi gdzie w maju w dzien bedzie 47 stopni, a w styczniu w nocy tylko 6, mimo tego, ze kiedys w trakcie monsunu zgnily mi w domu skorzane buty przywiezione z polski, mimo biedy kontrastujacej z ogromnym bogactwem, mimo.... mimo.....
LUBIE INDIE

:)