Sunday, January 31, 2010

Zycie jest jak Czerwony Fort w Agrze...

Zycie jest jak Czerwony Fort w Agrze........ Nigdy nie wiesz, co zobaczysz za zakretem...

















Slepa sciane....















Czasem otwarta przestrzen gdzies w oddali, a tuz przy tobie magiczne cienie...













Az nagle niespodziewanie wyloni sie przed toba Taj Mahal...

Tuesday, January 26, 2010

26 Stycznia - Republic Day

26 Stycznia obchodzimy jedno z trzech indyjskich swiat panstwowych. (pozostale to Dzien Niepodleglosci 15 Sierpnia i Gandhi Jayanti - urodziny Gandhiego 2 Pazdziernika)
Mimo, ze Indie staly sie niepodleglym krajem 15 Sierpnia 1947 roku, to az do 26 Stycznie 1950 nie mialy wlasnego systemu prawnego ani odrebnego rzadu - system prawny oparty byl na nieco zmienionym Government of India Act z 1935 roku, krol Jerzy VI byl glowa panstwa, a Lord Mountbatten Gubernatorem Generalnym. Od momentu odzyskania niepodleglosci rozpoczeto prace nad stworzeniem przyszlej kostytucji niepodleglych Indii. Do tego celu powolano specjalny komitet, na czele ktorego stal Bhimrao Ramji Ambedkar. 21 Stycznia 1950 odbyly sie wybory w wyniku ktorych Rajendra Prasad zostal pierwszym Prezydentem Indii, a w piec dni pozniej zostala uchwalona konstytucja Indii.


Dr Ambedkar (1891 - 1956) jest postacia bardzo ciekawa. Urodzil sie w bardzo ubogiej rodzinie niedotykalnych i cale swoje zycie poswiecil na zwalczanie stygmy niedotykalnosci i przeciwstawianie sie domnacji wyzszych grup spolecznych we wszelkich sferach zycia spolecznego. Byl on jednym z pierwszych niedotykalnych, ktoremu udalo sie zdobyc wyzsze wyksztalcenie. (znow dygresja - dzis nawet zdarza sie czasem, ze w malych wioskach w szkole panuje segregacja kastowa, mimo ze dyskryminowanie religijne czy kastowe jest sprzeczne z podstawowymi zalozeniami konstytucji, ktora mowi o prawie do rownosci) Zdobycie jakiegokolwiek wyksztalcenia bylo na prawde nie tylko sukcesem dla niedotykalnego, ale takze dowodem ogromnej determinacji i sily woli. Mlody Ambedkar nie mogl przebywac w klasie razem z innymi uczniami, lekcji czy wykladow wysluchiwal siedzac na szkolnym korytarzu, czy zagladajac przez okno. Nie mogl nawet napic sie wody ktora pili inni uczniowie. Jako lider ruchu zwalczajacego niedotykalnosc przeprowadzil on szereg marszy podczs ktorych domagano sie rownouprawnienia dla niedotykalnych w tak przyziemnych i ludzkch kwestiach jk np. mozliwosc korzystania z publicznych zrodel wody pitnej. Pod koniec swojego zycia Ambedkar zainteresowal sie zywo Buddyzmem i uznl, ze jest to religia, ktora umozliwia niedotykalnym normalne funkcjonowanie w ramach indyjskiego spoleczenstwa. W 1956 wraz z okolo pol miliona!!! swoich zwolennikow przyjal on Buddyzm.

Wrocmy jednak do Dnia Republiki. Przyznam sie wam, ze nie jest to moje ulubione swieto. Dzien Republiki kojarzy mi sie zawsze z ogromnymi korkami na ulicy - w Delhi co roku organizowana jest parada, ktora ogladaja dygnitarze i zaproszone glowy stanu (w tym roku glownym gosciem jest Prezydent Korei Poludniowej), a proby tejze parady, ktorej trasa wiedzie niemal przez pol miasta (no dobrze, bede obiektywna - przez pol centrum), rozpoczynaja sie na kilka dni wczesniej, co powoduje niesamowity chaos komunikacyjny.
Aby obejrzec parade trzeba kupic specjalny bilet, podc swoje dane osobowe, zeby policja mogla sprawdzic czy jestesmy potencjalnymi terrorystami, wstac wczesnie rano, zeby dojechac na miejsce i przejsc przez kordon zabezpieczen i kotroli, a potem ogladac jak przed naszymi oczami przesuwa sie kordon zlozony z wojska, artystow z roznych stanow, dzieci ze szkol itd. Pamietam jeszcze pochody pierwszomajowe, wiec idea parady nie rzuca mnie na kolana (i powiem wam szczerze, mimo ze niektorzy mnie teraz wytkna palcem, ze uwilbialam pochod pierwszomajowy dzieki pewnemu papierowemu kwiatkowi, ktory dostalam do niesienia podczs takiego pochodu... dla mnie byl to przemily spacer pozbawiony zupelnie jakichkolwiek politycznych podtekstow).
Poza tym zawsze mam wrazenie, ze zamiast wydawac mase pieniedzy na publiczne udowadnianie, ze Indie sa krajem swietnie prosperujacym, podczas gdy wiekszosc spoleczenstwa zyje ponizej linii biedy, gdy wielu rolnikow popelnia samobojstwa bo nie sa w stanie splacic porzyczek zaciagnietych w bankach czy u krwiopijczych prywatnych profesjonalnych "porzyczaczy pieniedzy", gdy wiele osob wciaz nie umie czytac i pisac, gdzie w urzedach kwitnie korupcja itd jest troche nieetyczne (kilka lat temu pojawila sie kampania India is shining, (Indie swieca=swietnie sie rozwijaja, ktora zostala przechrzczona przez mlodych dzialaczy India is whining, Indie skowycza). Wolalabym, zeby rzad ufundowal raczej nowy szpital, albo szkole na wsi.
Prosze mnie teraz nie posadzac o przedstawianie Indii jako kraju zacofanego i ubogiego. Indie sa bardzo rozwiniete, z najnowoczesniejsza technologia, ogromnymi firmami itd. ale z drugiej strony istnieja tez inne Indie, ktore mieszkaja w slumsach, albo spia na ulicy, z niedozywionymi dziecmi bez dostepu do edukacji itd. Zawsze mam wrazenie , ze kraj w ktorym mieszkam to tak na prawde 2 rozne kraje: Indie bogate i Indie biedne, ktore tak na prawde nigdy sie nie spotykaja i nigdy sie na wzajem nie moga zrozumiec...
Mimo wszystko HAPPY REPUBLIC DAY!

Zdjecia : Ambedkar z www.sikhspectrum.com
Parada z www.indianpublicholidays.com

Monday, January 25, 2010

Guru Shishya Parampara

Guru Shishya Prampara to okreslenie tradycyjnego systemu nauczania, w ktorym uczen mieszka w domu swojego nauczyciela i wykonuje dla niego wszelkiego rodzaju poslugi od sprzatania, gotowania po czytanie na glos ksiag itd, a w zamian za to w wolnym czasie nauczyciel poswieci nieco swojego czasu na lekcje. Tak bylo przez wiele stuleci. Tak jest tez czesto i dzis.
Czasami zastanawiam sie czy ja tez naleze do tego systemu. Z jednej strony nie mieszkam u swojej nauczycielki tanca i place za swoje lekcje, z drugiej strony wiem, ze oczekuje sie ode mnie bezwzglednego posluszenstwa dotyczacego wszystkich sfer mojego zycia.
Stosunki miedzy uczniami, a nauczycielami sa czesto bardzo skomplikowane. Zdarza mi sie, ze wychodzi ze mnie moja Polska dusza i mam dosc! Jak byscie zareagowali gdyby ktos nie pozwalal wam wychodzic na ulice z rozpuszczonym wlosami? (bo pozadna indyjska kobieta powinna miec zawsze spiete wlosy) gdy na wspolnym wyjezdzie nie mozecie zjesc posilku wtedy kiedy macie na to ochote, tylko musicie czekac, az wasz nauczyciel zglodnieje? gdyby ktos mowil wam, ze nie powinniscie pracowac jako krytyk w gazecie? (moja kolezanka rzucila prace, bo jej guru ji byla przeciwna temu co robi)
Z drugiej strony wiem tez, ze jesli bede miec jakies problemy to bedzie to osoba do ktorej moge sie zwrocic po pomoc zarowno finansowa jak i wszelka inna. Wiem tez, ze wiele z nkazow/zakazow wzgledem uczniow wynika w duzej mierze z troski o nich. Moja szafa peka w szwach od sari i dupatt, ktore sa prezentami od mojej nauczycielki.
Jestem niezmiernie wdzieczna mojej Guru ji za to, ze wbila we mnie nawyk chodzenia w sari na wszystkie wystepy tanca klasycznego - "jesli chcesz, zeby postrzegano cie jako tancerke klasyczna, to musisz sie tak prezentowac". Pamietam tez jak kiedys powiedziala, ze jest bardzo surowa w stosunku do swoich uczniow, bo nie chce zeby ktokolwiek sie z nich smial. To samo dotyczy zajec z tanca - nigdy nie zdarzylo mi sie slyszec pochwaly, zawsze tylko nagany za bledy popelnione w trakcie tanca ( o niektorych pamieta nawet latami), bo ona jako nauczyciel widzi zawsze sznase na jakas poprawe, nigdy nie jest do konca usatysfakcjonowana tym co widzi.


Jakis czas temu sama zaczelam miec swoich uczniow. Czesc z nich to dzieci - slodkie dziewczynki 7-15 lat (plus kilka wyjatkow w wieku 20 +). Dla tych dzieci jestem Didi (starsza siostra) i przyznam sie wam, ze uwielbiam patrzec na to jak sie rozwijaja nie tylko w tancu, ale tez jak rozwijaja sie jako ludzie. Nigdy nie wymagalam od zadnej z nich, zeby witaly mnie w tradycyjny sposob dotykajac stop, tak jak wita sie nauczyciela, rodzicow czy inna osobe godna naszego szacunku. To one same chcialy namowione przez swoje mamy, ktore uwazaly, ze uczenie sie tradycyjnego tanca zobowiazuje do takiego wlasnie zachowania.
Inni moi uczniowie to mlodzi mezczyzni (20 + ), ktorych ucze w instytucie teatralnym w Himachal Pradesh. Od niektorych z nich jestem niewiele starsza, ale nawet dzis kiedy juz nie sa moimi uczniami ciagle zwracaja sie do mnie "mam". Wiem tez, ze moge prosic ich o wiele roznego rodzaju przyslog, a oni nie moga mi odmowic. Z kazda grupa mieszkalam razem przez 2 lub 3 tygodnie. razem jedlismy, smialismy sie, wymenialismy doswiadczeniami. Kazdego z nich udalo mi sie poznac, wysluchac histori jego zycia, sprobowac odpowiedziec na setki pytan o przyszlosci jaka maja wybrac, pracy itd. Gdybym spotykala sie z nimi tylko 2 razy w tygodniu na zajeciach nie udaloby mi sie ich tak dobrze poznac.
aha, zeby nkt sobie nie pomyslal zbyt wiele - ja sie nie uwazam za Guru. Guru to czlowiek o przeogromnej wiedzy, czlowiek, ktory potrafi poprowadzic swoich uczniow kiedy sie zgubia i wskazc im wlasciwa droge. Bycie Guru to nie tylko ogromna wiedza, ale i ogromna odpowiedzialnosc za zycie drugiej osoby. Mysle, ze w swoim zyciu spotkalam 3 Guru:
Pana Witolda Lucznika - nauczyciela fizyki w moim liceum,
SP mgr Andrzeja Lugowskiego - wykladowce Sanskrytu na wydziale indologii,
Dr hab. Bozene Sliwczynska - wykladowce Sanskrytu, Bengalskiego i najwiekszego w Polsce specjliste od teatru Kutiyattam i Indyjskich sztuk performatywnych, dzieki ktorej jestem kim jestem i robie to co robie.

Saturday, January 23, 2010

Czekanie

Indie sa dla mnie czesto miejscem oczekiwnia. Oczekiwania na wszystko i we wszystkich wymiarach tego slowa. Teraz siedze w domu i czekam na szklarza. Okno mialo byc zrobione w poniedzialek, najpozniej we wtorek. Wczoraj (piatek) w koncu zjawil sie pan szklarz! I to az 2 razy! Oba razy zmierzyl sobie okno i poszedl, a ja siedze teraz w zimnym pokoju i czekam...
Czekam tez zawsze cierpliwie w kolejce. W kolejce dowolnej: w kolejce do zrezerwowania biletu kolejowego (przecietnie okolo pol godziny), w kolejce w FRRO (Foreign Regional Registration Office) zeby przedlozyc wize/zarejstrowac pobyt itp. (kolo 4-5 godzin), w kolejce zeby wejsc na targi na Pragati Maidan (kolo pol godziny).
Czekam na moje kolezanki z klasy i nauczycieli. Jesli zajecia maja sie zaczac o 10 to jest duza szansa, ze o 10 w szkole zjawie sie tylko ja. Reszta zacznie sie zjawiac kolo 10.30. Jesli umawiamy sie na probe na 14.00 to wiem, ze kolo 14 moge spokojnie siedziec w mojej ulubionej dhabie i pic herbatke i spokojnie pojsc do Triveni kolo 14.15. Ostanio znudzilo mi sie czekanie, wiec chodze na herbatke :)
Czekam czasem na pociag kiedy musze pojechac gdzies poza Delhi. Teraz np. jest codziennie mgla w zwiazku z czym pociagi maja opoznienia kolo 8 - 10 godzin.
Czekalam tez cierpliwie na moj dyplom ukonczenia studiow, ktory w koncu dostalam po 2 latach czekania :)
W Indiach czeka sie tez na to zeby odrodzic sie w lepszej grupie spolecznej dzieki owocom dobrych czynow popelnionych przez nas w tym zyciu. (Chociaz Bhagavad Gita, jedna z najwazniejszych ksiag Hinduizmu uczy, ze nalezy dzialac nie myslac o owocach naszych czynow).
Czekam tak sobie i czekam.... Moze w koncu jutro pan szklarz sie nade mna zlituje?

Ps. Wlasnie przyszedl pan powiedziec, ze jest mu bardzo przykro ale okno bedzie zrobione dopiero jutro. i co??? i przybilam sobie zamiast szyby szmatek gruba i przezyje jakos noc z temperatura 7 stopni na dworze. jutro od rana znow bede czekac na szklarza.
Ps. 2. jest juz niedziela wieczor, a okna wciaz nie ma. do szmaty w oknie dolaczyla papierowa torebka i juz da sie wytrzymac w pokoju. moze jutro wieczorem bedzie okno????? poczekam sobie :)
Ps. 3 Poniedzialek - smierc w rodzinie pana szklarza. Okna wciaz nie ma, chyba jak juz w koncu bedzie to az sie dziwnie z nim poczuje.

Wednesday, January 20, 2010

Autobus kontra Metro

Po osmiu latach codziennego jezdzenia autobusami po Delhi mozna byc zmeczonym. Oj wierzcie mi, ze mozna....
Po pierwsze cos takiego jak rozklad jazdy nie istnieje w zwiazku z czym na autobus mozna czekac dowolnie dlugo - od 2 minut do 45, po ktorym to czasie wsciekly i zdesperowany czlowiek postanawia wydac jednak nieco wiecej pieniedzy i pojechac auto riksza (i BLAGAM!!!!!! w Indiach nie uzywa sie wobec riksz okreslenia tuk-tuk, tak mowi sie na riksze w Tajlandii). Jeden z moich pierwszych dni w Indiach tak sie wlasnie zakonczyl - czekalam i czekalam na przystanku na autobus, ktory jak sie potem okazalo jezdzil na tej trasie tylko 2 razy dziennie!!!!
Po drugie tlok i scisk. Indyjskie autobusy sa malo ergonomiczne, chociaz LONG LIVE LADIES SEATS!!!!! :) czesc miejsc w autobusie (po lewej stronie) jest zarezerwowana dla kobiet, wiec jesli siedzi tam jakis pan mozna grzecznie popukac go w ramie i poprosic, zeby ustapil nam miejsca. jesli jest mily to wstanie, jesli nie - mozna poprosic konduktora zeby wsparl fizycznie nasze pacyfistyczne prosby.
Po trzecie eve teasing, czyli zaczepki, macanki i inne tego rodzju przyjemnosci ze strony plci przeciwnej. Cale szczescie kilka lat temu rzad postanowil przeprowdzic kampanie przeciwko molestowaniu w srodkach komunikacji i w calym miescie rozwieszone byly wielkie plakaty z graczami krykieta (chyba nigdy nie zrozumiem w pelni tej gry) nawolujacymi panow do przyzwoitego zachowywania sie wzgledem kobiet. Kampania zakonczyla sie ogromnym sukcesem i wierzcie mi, ze eve teasing w autobusch to juz sprawa przeszlosci. (gdyby tak jeszcze ktos wreszcie przeprowadzil skuteczna kampanie oduczajaca panow publicznego siusiania na ulicach to na prawde Indie poszlyby o krok do przodu).
Musze byc jednak sprawiedliwa - jezdzenie autobusami ma tez swoje przyjemne strony:
Przyznam sie wam, ze mam pena fantazje autobusowa...... Otoz w Delhijskich autobusach z tylu przy okienku siedzi zawsze pan konduktor ktory puka moneta w szybe dajac znak kierowcy zeby jechal albo sie zatrzymal i na kazdym przystanku wykrzykuje glosno trase jaka autobus bedzie jechac. Chcialabym kiedys usiasc sobie tak przy szybie z moneta w reku i " Bhogal, Ashram, Nizamuddin....."
Poza tym jesli czesto podrozujemy tym samym autobusem to pan kierowca zatrzyma sie dla nas nawet tam gdzie nie ma przystanku. (co czasem moze tez byc problematyczne, bo tysiac razy musialam nagle na srodku ulicy tlumaczyc panu konduktorowi, ze ide wlasnie na spacer, a nie jade na zajecia na Mandi House :) )
Musze tez dodac, ze od roku po Delhi jezdza piekne zielone (zwykle) i czerwone (klimatyzowane) autobusy niskopodlogowe!!!!!! My Delhijczycy jestesmy z nich na prawde dumni!!!!!! Ale jeszcze bardziej jestesmy dumni z naszego pieknego, nowego,czystego i nowoczesnego metra!!!!

Mandi House

Mandi House to chyba moje ulubione miejsce w Delhi. (no dobra, jedno z ulubionych) mysle, ze jesli ktos chcialby stworzyc mape kulturalna delhi, to Mandi House (niewielkie rondo w poblizu CP i India Gate) byloby najwazniejszym punktem na tej mapie:
National School of Drama - czyli tutejsza panstwowa wyzsza szkola teatralna a takze zespol teatralny przy niej dzialajacy (jesli ktos ma ochote wybrac sie na spektakl, to goraco polecam przedstawienia studenckie, ktore wedlug mnie sa ciekawsze i bardziej nowatorskie niz te wystawiane przez repertory),
Kamani Audytorium - jedno z najwiekszych audytoriow w Delhi, gdzie niemal codziennie odbywaja sie spektakle teatralne/koncert/recitale taneczne/festiwale (ZA DARMO!!!!!!! tak, tak prosze panstwa - w Delhi wiekszosc (90 %) wydarzen kulturalnych jest darmowa),
Sri Ram Bharatiya Kala Kendra - instytut ksztalcacy mlodych spiewakow, muzykow i tancerzy,
Kathak Kendra - ukryta w przepieknym kampusie NSD szkola dla tancerzy kathaku (uczy tu Rajendra Gangani, ktory moim zdaniem jest jednym z najwspanialszych tancerzy tego stylu),
Triveni Kala Sangam - miejsce, w ktorym spedzilam wiele lat swojego zycia jako uczen bhratanatyam i seraikella chhau, a takze jako nauczyciel bharatanatyam, w triveni mozna tez uczyc sie odissi, spiewu, gry na flecie, obejrzec wystawy obrazow lub fotografii, pouczyc sie fotografii, rysunku, rzezby itd. a wieczorem obejrzec wystep taneczny w tamtejszym audytorium, czy tez zjesc obiad, lub napic sie herbaty w tamtejszej kantynie, ktora uchodzi za jedna z piekniejszych w okolicy,
Sahitya Akademi - moja ukochana biblioteka, gdzie znjduje sie wiele ciekawych ksiazek po angielsku i w innych jezykach uzywanych w Indiach,
Lalit Kala Akademi- zespol kilkunastu galerii i biblioteka poswiecona sztukom wizualnym,
Sangeet Natak Akademi - siedziba organizcji zajmujacej sie promocja sztuk performatywnych, maja tez mala biblioteke (tylko na miejscu).
Jest tez piekna plenerowa scena - Meghadoot (od nazwy poematu Sanskryckiego poety Kalidasy, V AD), gdzie pod rozlozystym drzewem odbywaja sie spektakle sztuk roznych,
LTG audytorium, nieco mniej znane audytorium, z wlasnym zespolem teatralnym Little Theater Group,
Sri Ram Center- kolejne audytorium z zespolem teatralnym, a takze 2letnia szkola teatralna (ale wierzcie mi - nic to w porownaniu z NSD, tylko o tym cicho sza.....),
jeszcze tylko FICCI audytorium, Sapru House..... uffffff.... nie mam juz sily pisac, tyle tego jest....
Koncze juz ten spis encyklopedyczny :)
tak na prawde, to chcialam napisac o tym, ze panuje tu niesamowita atmosfera - niemal wszyscy sie znaja, a jesli sie nie znaja, to na pewno maja wspolnych znajomych lub nauczycieli :) Jedno z miejsc, gdzie starzy bywalcy wymieniaja sie doswiadczeniami jest BM Snacks - Dhaba przy Safdar Hashmi Maarg, tuz obok SRC. Jej przemily wlasciciel (niemalze poliglota - zmusil mnie, zebym go nauczyla mowic dzien dobry, jedna herbata i dziekuje na wypadek gdyby zawital tu jeszcze ktos z Polski) niemal caly dzien spedza siedzac pod drzewem na plastikowym krzesle i przypalajac z ogromnej fajki wodnej :) Niektorzy uwazaja, ze zeby zostac artysta nalezy przynajmniej raz zjesc tutejsze Aloo Paranthy (placki nadziewane ziemniakami). Jesli kiedys tu zawitacie przyjrzyjcie sie uwaznie twarzom klientow - wielu z nich pojedzie do Bombaju probowac swoich sil w filmie. Kto wie - moze patrzycie wlasnie na przyszle gwiazdy?
Jesli macie ochote na indyjska wersje chinskiego jedzenia, to sprobujcie koniecznie crispy potato w budce o nazwie Turant, niedaleko Triveni.
Jednym slowem moi drodzy - jak bedziecie w delhi, to otworzcie rano gazete i sprawdzcie co akurat dzieje sie ciekawego w miescie i pedzcie wieczorem na Mandi House. :) pewnie sie spotkamy ;)

Wednesday, January 13, 2010

Twarze Indii...


Ganga Bhabi.......

Czasem zastanawiam sie nad tym czym sa dla mnie Indie, co sprawia, ze wciaz chce tu byc, ze codziennie chce poznawac nowe rzeczy, stawac przeciw nowym wyzwaniom itd.
Jedna z twarzy Indii, ktore bede pamietac jest twarz Gangi Bhabi. Zawsze usmiechnieta, serdeczna, pelna zycia mimo otaczajacej ja biedy. Kiedy pracuje w polu z przewiazana na czole Dupatta wyglada jak kolorowy kwiat wsrod zielonych lisci...
Wlasciwie to nie wiem czemu akurat ona tak bardzo ujmuje mnie swoja osoba. W zasadzie nie ma w niej nic szczegolnego, ale to moze wlasnie o to chodzi, o ta prostote.
Ganga Bhabi mieszka po drugiej stronie doliny, na przeciwko szkoly teatralnej gdzie czasami ucze chhau. Codziennie rano ma do przejscia trase kolo 40 minutowa, (najpierw w dol zbocza, a pozniej wspinaczka na gore) zeby dotrzec do naszej siedziby i zaczac prace na polu. Codziennie chlopcy prosza ja zeby przygotowala dla nich jakies dobre rzeczy i kazde jej przybycie to zapach swierzych paranth, czy innych przysmakow, a ja zawsze czekam na skarby, ktore po kryjomu wyciagnie spod swojego swetra - skradzione z drzewa guavy, orzechy, mango :)


Dom Gangi Bhabi ujmuje mnie bardzo swoja prostota. Na srodku podworza znajduje sie maly oltarzyk, duza wyranda, na ktorej zycie toczy sie przez caly dzien. 2 pieknie pomalowane pokoje, telewizor jako glowny sprzet domowy. Kuchni wlasciwie nie ma, kuchnia to mala gliniana lepianka, a zaraz obok niej znajduje sie pomieszczenie gdzie leza leniwie 2 krowy. (tu mala dygresja, ostatnio z okien metra przygladalam sie z gory slumsom ktore sa niedaleko yamuny i uderzylo mnie bardzo to, ze nawet w slamsach na dachach zrobionych z plastikowych palet znajduja sie setki anten satelitarnych... XXI wiek jest prawdziwym wiekiem mass communication)

dziekuje ci za fioletowy sweter, ktory dla mnie zrobilas na drutach, za skradzione z pola guavy i mango i za twoj usmiech... za spokoj, za radosc, za to jak zagladsz przez okno kiedy ucze nowych krokow, za pyszne parathy, ktore robisz dla mnie, zebym przytyla. dziekuje ci za to, ze kazdy wyjazd do Mandi jest dla mnie wyjazdem do "mojego miejsca".
Gandhi mowil, ze prawdziwe Indie sa w wioskach... mial racje.

Lohri....

Jest srodek zimy. W tym roku zima na prawde bardzo daje sie wszystkim w Delhi bardzo we znaki. Moj ukochany festiwal teatralny musia zrezygnowac z organizowania spektakli na scenie plenerowej z powodu zimna. Wiele szkol jest zamknietych, zeby dzieci nie pomarzly. Moje palce na zajeciach z tanca sa wyjatkowo sztywne, a kazdy krok bosych stop na zimnej podlodze jest na prawde bolesny. Poranne umycie zebow i twarzy to prawdziwy wyczyn (przypominam wam kochani, ze w Indiach nie mamy w kranach cieplej wody, tylko grzalke wielkosci mojego przedramienia, ktora sie wstawia do wiaderka). Leze w lozku, obok mnie, a raczej na mnie wygrzewaja sie koty, za oknem slychac piosenki i smiech dzieci bawiacych sie na ulicy....
Dzis polnocne Indie, glownie w Punjabie, obchodza swieto Lohri. Swieto to oznacza koniec najzimniejszych dni roku (wierzcie mi, chyba jeszcze nigdy nie czekalam no to swieto tak jak w tym roku). Na ulicach rozpala sie ogniska, do ktorych wrzuca sie ofiary dla boga ognia - popcorn, orzeszki ziemne, gudh (lepka slodka kostka zrobiona z przetworzonej trzciny cukrowej), sezam. To czego sie wrzuci do ognia rozdaje sie znajomym i rodzinie w ramach prasadu (uswiecony pokarm). Cale rodziny i grupy znajomych stoja przy ogniskach i spiewaja piosenki. W Punjabie zawze podcas tego swieta spiewa sie wesy ku czci Dulla Bhatti - bandyty muzulmanina, ktory rabowal bogatych, a pomagal biednym.
To bardzo mile przygladac sie swietujacym ludziom. Mam nadzieje, ze teraz po Lohri dni stana sie nieco cieplejsze. Wierzcie mi - zima w Delhi potrafi byc czasem duzo bardziej uciazliwa niz ta Polska.
Chowam sie pod moje 2 koce i spiwor....

Sunday, January 10, 2010

Paneer, czyli Indyjski ser do wszytkiego

To dla Renaty :)

W daniach indyjskich z polnocy Indii bardzo bardzo popularnym skladnikiem (i baaaardzo pysznym) jest bialy ser, zwany Paneer. Sam w sobie nie ma on zbyt wiele smaku, ale jest swietnym dodatkiem do roznych sosow poniewaz nasiaka ich aromatem (czy tak sie mowi po polsku?). Uzywa sie go rowniez do robienia slodyczy.
Paneer jest inny niz nasz bialy ser, a juz na pewno rozni sie on djametralnie od to-fu, ktory raczej kojarzy mi sie z kuchnia chinsko-wietnamska. Smakosze dan kuchni indyjskiej nie powinni sie smucic tym, ze paneeru nie mozna kupic w polskich sklepach - mozna go baaardzo latwo zrobic w domu:

Idziemy do sklepu i kupujemy mleko i kwasek cytrynowy. Mleko kupujemy jak najtlustsze i UWAGA! nie zadne tam UHT i inne super poprzetwarzane sprawy, tylko najzwyklejsze mleko z torebki foliowej. Kwasek cytrynowy kupujemy dowolny.
Wlewamy mleko do garnka i wstawiamy na gaz. Kiedy mleko zacznie sie gotowac nalezy dodac do niego kwasek cytrynowy (niezbyt duzo, jakies pol lyzeczki - lyzeczke na litr mleka). Po dodaniu kwasku w naszym garnu woda zacznie sie oddzielac od sera. Mieszamy wszystko kolo 2 minut, poczym przelewamy przez sitko wylozone muslinowa sciereczka - ser zostanie na sciereczce. Z zawinietego w muslin sera nalezy odcisnac resztki wody i nieco ser"uprasowac" tzn nadac mu pozadzany ksztalt jednolitej kostki. Ser moczymy w zimnej wodzie przez 2 -3 godziny, a potem kladziemy na kolejne 2 godziny pod ciezkim przedmiotem wlasnie w celu sprasowania. Teraz kroimy ser na kawalki i gotowe.

Smacznego :)

Friday, January 8, 2010

Filip z Konopii vel Rama z Ayodhyi part2

Witam po przerwie, mam nadzieje, ze wszyscy zadowoleni z przerywnika muzycznego i przerwy na reklame.
Wracamy do naszego glownego bohatera:

Po odejsciu z Ayodhyi Rama, Sita i Lakshmana zyli sobie zgodnie w lesie. Zylo im sie nie najgorzej, wszyscy byli dla nich zyczliwi itd. Jednak wszyscy juz wiemy, ze sielanka nigdy nie moze trwac wiecznie, wiemy tez, ze kobiety sa zawsze przyczyna nieszczescia rodu meskiego (pamietacie - Ewa, Helena, a w Indiach Sita, Draupadi).
Tak sie zlozylo, ze w poblizu pustelni Ramy zjawila sie demonica Shurpanakha, siostra poteznego demona Ravany, ktory wladal Lanka (badz tez Cejlonu jesli ktos woli). Jak zapewne sie domyslacie nasz przystojny bohater sprawil, ze pod Shurpanakha kolana sie z zachwytu ugiely.... Oh, jakze on piekny pomyslala i postanowila sprobowac swoich sil.... nie, nie w zapasach ;)
Oh, piekny, wykrzyknela - spojrz na mnie, nie jestem w koncu taka ostatnia brzydula (rozumiecie, w Indiach niestety baaaaardzo czesto wartosc kobiety mierzy sie nie jej osobowoscia, a uroda) zostan ze mna tu w lesie i bedzie nam razem cudownie.....
Nasz bohaterspojrzal na zone i pomyslal, nie.... Sita jest jednak fajniejsza babka...... Sorry, Shurpa, ale nie jestem zainteresowany. Mam juz taka jedna mala, a z 2ma bedzie klopot, ale sprobuj z bratem, w koncu on jest prawie taki fajny jak ja.
Coz miala biedna Shurpanakha zrobic? Odwrocila sie na piecie, i poszla do Lakshmany. (doszla do wniosku, ze moze faktycznie nie warto sie uganiac za zonatym) Biedna... nie wiedziala, ze Lakshmana tez ma juz zone... (tak na prawde to malo osob pamieta o zonie Lakshmany - Urmili, ktora to zostawil w Ayodhyi)
Chlopaki zaczeli odsylac biedna demonice od jednego brata do grugiego. Shurpanakha w koncu nieco sie zdenerwowala i postanowila siegnac po srodki fizycznej perswazji, co niestety nie skonczylo sie dla niej najlepiej - Lakshmana obcial jej nos!!!! (zawsze jest mi bardzo szkoda Shurpanakhy - w zasadzie to nic zlego nie zrobila - zakochala sie, i w zasadzie to miala prawo sie zdenerwowac, bo bracia wysmiewali sie z niej odsylajac ja jeden do drugiego. Dlaczego musiala zostac ukarana???? To jest chyba dosc proste - w kulturze indyjskiej kobieta nie powinna sobie na "zbyt duzo" pozwalac, a juz na pewno nie powinna sobie pozwalac na otwarte pokazywanie, ze ktos ja pociaga. Poza tym kobieta nie powinna sama o sobie stanowic. Ma byc pod opieka ojca, meza lub syna. Nasza biedna Shurpanakha byla po prostu feministka lasu Dandaka i dlatego zostala ukarana).

A teraz moi drodzy pora na mala przerwe. Chyba nam sie zrobi z filmu serial. (indyjski, nie brazyliski) Hm..... serial juz byl, i to taki prawdziwy - zapomnialam wam powiedziec. Aktorzy, ktorzy grali w nim glowne postacie byli traktowani jak zywi bogowie. A w trakcie wyswietlania serialu ulice byly pusciutenkie..... (pamieta ktos "Niewolnice Izaure?" jesli tak to mozecie sobie wyobrazic).

Napisy koncowe:

Scenariusz - Valmiki
Rezyseria - Vishnu

Sunday, January 3, 2010

Moje motto muzyczne....



Pyaasa...... ye duniya agar mil bhi jaye to kya hai...



photo: kadr z filmu "Pyaasa"
Pamietacie "Dziwny jest ten swiat" Niemena? To tu macie indyjska wersje, ktora dla mnie jest rownie dramatyczna jak ta polska.... Poza tym jesli Nemen ma w sobie duzy element nadzieji na to, ze moze jednak da sie zyc, tak w filmie Guru Dutta piosenka ta jest zdecydowanie tej nadzieji pozbawiona....
Film Pyaasa to 1957 rok. Piekne slowa napisane w Urdu przez Sahira Ludhianvi, a dramatyczny glos nalezy do Mohammada Rafiego....
Jesli nie sluchaliscie, albo nie widzieliscie, to koniecznie zobaczcie teraz:

ye duniya agar mil bhi jaye to kya hai

Yeh Mehlon, Yeh Takhton, Yeh Taajon Ki Duniya, Ten swiat palacow, tronow i koron
Yeh Insaan Ke Dushman Samaajon Ki Duniya ten swiat spoleczenstwa wrogiego czlowiekowi
Yeh Daulat Ke Bhookhey Rawajon Ki Duniya, ten swiat rytualow spragnionych bogactwa
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai. nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Har Ek Jism Ghayal, Har Ek Rooh Pyaasi, kazde cialo jest ranne, kazda dusza spragniona
Nigahon Mein Uljhan, Dilon Mein Udaasi, w oczach zmartwienie , w sercach smutek
Yeh Duniya Hai Ya Aalam-e-Badhawasi, czy to jest swiat, czy to jest swiat zamentu
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai. nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Yahaan Ek Khilona Hai Insaan Ki Hasti, Tu zycie ludzkie to tylko zabawka
Yeh Basti Hai Murda Paraston Ki Basti, tu zamieszkuja tylko czciciele smierci
Yahaan Par To Jeevan Se Hai Maut Sasti, tutaj smierc jest tansza od zycia
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai. nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Jawaani Bhatakti Hai Badakaar Ban Kar, mlodosc blaka sie bez celu
Jawaan Jism Sajtey Hain Bazaar Ban Kar, ozdobione mlode ciala na bazarze
Yahaan Pyaar Hota Hai Byopaar Ban Kar, tu milosc stala sie handlem
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai. nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Yeh Duniya Jahaan Aadmi Kuch Nahi Hai, ten swiat, gdzie czlowiek jest niczym
Wafa Kuch Nahi, Dosti Kuch Nahi Hai, wiernosc, przyjazn tez sa nic nie warte
Yahaan Pyaar Ki Qadr Hi Kuch Nahi Hai, tu milosc nic nie jest warta
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai. nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Jala Do Isey, Phoonk Dalo Yeh Duniya. spal go, wyrzuc ten swiat,
Mere Saamne Se Hata Lo Yeh Duniya, zabierz go ode mnie
Tumhari Hai Tum Hi Sambhalo Yeh Duniya, on jest twoj i zatrzymaj go sobie
Yeh Duniya Agar Mil Bhi Jaye To Kya Hai nawet jesli zdobede ten swiat to coz z tego

Friday, January 1, 2010

Filip z konopii vel Rama z Ayodhyi

Rama to postać znana i zapewne bliska sercu każdego wyznawcy hinduizmu. Bohater idealny (czyżby??? ale o tym za chwilę) - wspaniały brat, idealny małżonek (ha ha ha... moi drodzy, przecież takich nie ma), sprawiedliwy władca, jednym słowem wcielenie wszelkich możliwych cnót. Wcielenie nie tylko cnót, ale i osoby - Rama to 7ma avatara, czyli zstąpienie na ziemię boga Vishnu.

A było to tak:

Dasharatha, władca Ayodhyi miał 3 żony - Kaushalyę, Kaikeyi i Sumitrę, ale żadna z nich nie wydała na świat potomstwa. Zdespreowany król odprawił specjalną ofiarę dla Agniego - boga ognia. Zadowolny Agni dał w prezencie Dasharatsze specjalny płyn, po zjedzeniu którego żony króla miały powić potomstwo. I tak Kaushalya urodziła Ramę, Kaikeyi Bharatę, a Sumitra Lakshmana i Shatrughnę. (Tak na prawde to cała historia zaczyna się duuużo wcześniej, kiedy to Vishnu obiecuje zstąpić na ziemię aby pokonać demona Ravanę).
Cała rodzina żyła sobie w błogości i szczęściu, bracia kochali się niezmiernie i wszystko było piękne.
Kiedy nasz główny bohater nieco podrósł udał sie na wycieczkę do królestwa Mithili. Panował tam król Janaka, który kiedyś przy okazji orania znalazł w bruździe ziemi przepiękną dziewczynkę. Nazwano ją Sita, czyli bruzda. Tak się złożyło, że w momencie gdy Rama dotarł do siedziby króla Janaki odbywała się właśnie svayamvara Sity. Svayamvara to ceremonia podczas której dziewczyna samodzielnie wybiera sobie męża spośród młodych chłopców ubiegających się o jej rękę. (W ubiegłym roku mieliśmy w Indiach współczesną wersję svayamvary w postaci reality show, w którym Rakhi Sawant, skandalizująca gwiazdeczka bollywood, wybierała sobie przed kamerami męża. Para właśnie się rozstała). Aby zdobyć rękę Sity należało napiąć ogromny łuk. Nasz bohater pakował w dzieciństwie na siłowni, więc nie tylko napiął łuk, ale nawet go złamał. Hip hip hura!!! Niech żyje młoda para!!! Gorzko, gorzko itd.
Dalej wszystko jak w bajce - kwiatki, perfumy dla żony, modne ciuszki itd. Wszystko pięknie, ale do czasu......
Król Dasharatha postanawia przejść na emeryturę i odstąpić swoją korone komu? komu??? no pewnie, że naszemu bohaterowi. Ale nie będzie tak łatwo, bo do akcji wkracza podjudzona przez służącą mama Bharaty i zmusza Dasharathę, by ten dał królestwo jej synowi - Bharacie, a Ramę wygnał do lasu na 14 lat. Teraz nasępuje smutek, płacz i lament, bo jak wiadomo każdy dobry film bollywood zaczyna się sielanką, aby potem zaskoczyć widzów nagłą zmianą sytuacji.
Rama, Sita i zawsze wierny bratu Lakshmana odchodzą do lasu. Zrozpaczony Dasharatha umiera. Bharata, który biedaczysko nic nie wiedział o poczynaniach mamy, bo był na wakacjach u wujka postanawia podążyć za Ramą do lasu i błagać go o powrót do domu. Rama jest jednak nieugięty- musi wypełnić to co obiecał swojemu świętej pamięci tacie. Jest jednak miły dla brata i daje mu..... swoje sandałki (drewniane one były, ale podobno bardzo wygodne) aby brat mógł je postawić na tronie jako symbol panowania Ramy.

A teraz będzie intermission. Można iść i kupić popcorn.