Saturday, February 27, 2010

POCIAG

Niedaleko mojej szkoly sa tory kolejowe. Codziennie rano, kiedy ide na zajecia widze pociagi pelne podroznych wracajacych do Delhi/wyjezdzajacych na wakacje/do pracy/na slub brata/na swieta i niewiadomo co jeszcze. Zawsze mam ochote wsiasc do pociagu, siedziec przy otwartym oknie, czuc powiew wiatru na mojej twarzy i widziec jak zmienia sie krajobraz za oknem. Indyjski pociag to tak jakby mala wioska na kolkach. Mamy tu podzial na rozne grupy spoleczne - w pociagu dalekobieznym mamy 1 klase AC, ktora przypomina nasze przedzialy w wagonach sypialnych. Potem 2tier AC, czyli wszyscy gniezdzimy sie w poczuciu luksusu klimatyzacji, juz bez zamykanych przedzialow, z lozkami po 2 na kazdej scianie naszego boksu i wzdloz korytarza, ale za to z wlasna lampka i zaslonka przy kazdym lozku; potem 3tier AC - wciaz klimatyzacja, ale juz po 3 lozka na scianach boksu, nizej w hierarchi jest Sleeper , w ktorym wlasnie siedze na gornym lozku, juz bez klimatyzacji, ale za to z otwieranymi oknami, za nami jest jeszcze General Class, gdzie na drewnianych/lub plastikowych siedzeniach leza/stoja.przycupuja ludzie w nieokreslonej ilosci - ilu da sie upchnac tylu wejdzie. Nie lubie podrozowac w klimatyzacji, gdzie nie mozna otworzyc okien. Odbiera mi to cala przyjemnosc podrozowania - to tak jak ogladac swiat przez ekran telewizora, gdzie nie mozna nic dotknac, poczuc, powachac. To tak jak roznica miedzy podrozowaniem samochodem i motorem. Samochod sprawia, ze istniejebariera pomiedzy nami, a otaczajacym swiatem, a jadac na motorze jestesmy w samym srodku zycia.

W pociagu raz po raz rozlega sie glos sprzedawcy herbaty "Chai chai, garam garam Chai...." Kiedys herbate w pociagach sprzedawano w malenkich glinianych kubeczkach. Po wypiciu slodkiej herbaty z mlekiem wyrzucalo sie taki kubeczek za okno. Glina stawala sie znow jednym z ziemia. Teraz herbate podaje sie w papierowych lub plastikowych kubkach. Ja bardzo tesknie za smakiem herbaty pitej z czerwonego/brazowego glinianego kubka. Za oknem spieczona sloncem ziemia, palmy, zielone pola, czarne bawoly, ktore probuja wykapac sie w zarosnietym stawie, kobiety przewiazaly miedzy nogami sari i pracuja w polu, czarny bezpanski pies blaka sie gdzies przy drodze, ktora pedza wypelnione do granic mozliwosci ciezarowki. Przejezdzamy przez wioske. Szkola pelna rozesmianych dzieci w jednakowych mundurkach. Staw. Na kamieniach obok stawu przykucneli pracze i piora ubrania raz po raz uderzajac nimi o kamienie. Obok rozlozone na ziemi prawdziwe pole kolorowych ubran suszacych sie w sloncu. Miasteczko. Male miasteczka sa moim zdaniem duzo ladniejsze niz wielkie molochy takie jak Delhi, Mumbai, Kalkuta czy Chennai (chociaz Chenai akurat bardzo lubie). Zawsze zadziwia mnie, ze budujac domy Hindusi nie zwracaja uwagi na okna-okna sa zazwyczaj tylko na przedniej scianie domow, nawet tych wolnostojacych. Sciany boczne sa zupelnie pozbawione okien, a w miastach domy stawiane sa sciana w sciane. Plaskie dachy , na ktorych bawia sie dzieci i ktore w upalne dni maja zamieniaja sie w sypialnie pod gwiazdami. Rozowe krzewy rosnace przy torach. Krowy przy studni. Kozy powoli idace wsrod bladozielonych krzewow. Wieczorem w pocagu zrobilo sie tloczno. Moje gorno lozko to blogoslawienstwo. W kazdej chwili moge sie wdrapac na swoje pieterko i wygodnie polozyc w moim krolestwie. Chai chai garam garam chai... Budze sie i slysze smiech mojego nowego kolegi sprzedajacego herbate - przespalas strasznie dlugo. Faktycznie. Jest juz 10ta rano. Goraco. Czuje, ze moj podkoszulek jest wilgotny. To uczucie jest dosc charakterystyczne dla wilgotnego goracego klimatu, a taki klimat opanuje wlasnie w miejscu do ktorego zmierzam. Drugi dzien podrozy mija glownie na lezeniu - wszyscy sa nieco zmeczeni. Za mna juz 32 godziny podrozy. Przede mna jeszcze 12. To wedlug planu, ale mam nadzieje, ze pociag sie spozni. Nie chcialabym wysiasc na dworcu o planowej 3.40 rano i czekac az miasto sie obudzi. Za oknem duzo zieleni, ale nie tak pieknej jak w Kerali. Mam ochote zmienic swoje plany i zamiast wracac prosto do Delhi zboczyc nieco z trasy i moze odwiedzic znow najpiekniejsZe ,iejsce na ziemi jakim jest Kerala. Jedna z rzeczy, ktorych nauczylam sie w Indiach, to ze nie warto nic planowac. Zobaczymy co los przyniesie. No i stalo sie. Popelnilam w zyciu nieco grzechow, wiec moje modlitwy nie zostaly wysluchane - pociag dotarl do Maduraju przed czasem, o strasznej porze 3.15 rano. Niech pioron strzeli w tych co utyskuja na opoznienia i inne problemy indyjskiej koleji. Musze kupic bilet powrotny - nie mialam czasu zrobic tego w Delhi, a kasa biletowa otwiera sie dopiero o 8. Na szczescie jestem juz zaprawiona w kolejowych bojach i posiedzeniach na stacji. ostatnio wracajac z Khajuraho przesiedzialysmy na stacji od 3 do 6 rano w potwornym zimnie. Stacja w Maduraju jest zdecydowanie przyjazna czlowiekowi. Rozlozylam swoje przescieradlo na peronie, torebka pod glowe i leze sobie. Przeszkadzaja mi tylko wszedobylskie komary. Moja nowa kolezanka - zebraczka, albo po prostu uboga podrozna przysiada sie na chwile rozmowy, ktora nie bardzo nam wychodzi, bo moj Tamilski jest na tyle slaby jak jej Hindi. Pani prosi o jakis maly datek - chcialaby napoic sie herbaty. Nie mam drobnych, wiec daje jej 20 rupii, za ktore bedzie mogla zjesc cale sniadanie. Bardzo szczesliwa na odchodne pokazuje mi, zebym poszla na sasiedni peron i polozyla sie spac pod wiatrakami, tam komary przestana mi dokuczac. CENNA TO RADA Wiatraki sa tuz przy wejsciu do toalety, gdzieza 3 rupie mozna sie nawet wykapac. Jesli kiedys bedziecie nocowac na stacji w Maduraju, to zdecydowanie polecam lazienke - czysto, jasno i przyjemnie. Wyjmuje z torby swoje przescieradlo i rozkladam na ziemi. Moge spokojnie isc spac. Cofee, cofee... budzi mnie krzyk sprzedawcy kawy. To jedna z roznic miedzy Indiami polnocnymi, a poludniowymi - u nas na polnocy kroluje herbata, na poludniu zas kawa. Kolo mnie trwa poranne zebranie sprzataczy stacji. Zbieram swoj dobytek i ide jesc sniadanie. Potem spacer na dworzec autobusowy. Dzieki milemu panu sprzedawcy oleju do wlosow udaje mi sie bez problemu znalezc wlasciwy autobus. Autobus jest pelen. Tlok potworny, ale juz po kilkunastu minutach, gdy wyjezdzamy poza miasto robi sie mniej tloczno. Po pol godzinie w autobusie zostaje tylko ja i jeszcze 3 pasazerow. Po kolejnych 20 minutach widze znak prowadzacy do celu mojej podrozy. Kilkusetmetrowy spacer droga, po ktorej biegaja malpy. W oddali widze budynki, ktore beda moim domem przez najblizsze kilka tygodni.... Ciekawe co mnie tu spotka.

Wednesday, February 24, 2010

Jade sobie...

Jutro rano wstaje o 5, zeby zlapac moj wymarzony pociag..... planowo - 44 godziny podrozy... na szcescie mam gorne lozko. Cel podrozy jest na poludniu. Mala wioska kolo Maduraju w stanie Tamil Nadu. Spedze tam miesiac. Najprawdopodobniej bez telefonu i inernetu. Jesli sie uda, to cos stamtad napisze. Jesli nie, do zobaczenia za czas nieokreslony :)

Sattriya - klasyczny taniec z Assamu


Pierwsza rzecz, ktora koniecznie musze wam powiedziec, to ze taniec Sattriya jest jedynym rodzajem klasycznego tanca indyjskiego w ktorym nie uzywa sie gunguru - dzwonkow zakladanych na kostki. Taniec Sattriya jest stosunkowo mlody - uwaza sie, ze zostal on stworzony w XV wieku przez Mahapurusha Srimanta Sankardeva - dramatopisarza, reformatora religijnego, ktorego uwaza sie za jednego ze swietych medrcow. Jest on tworca Ankiya Naat - jednoaktowej formy teatralnej z Assamu, w ktorej przypomina sie wydarzenia zwiazane z bogiem Wisznu i jego avatarami (zstapieniami). Taniec Sattriya powstal wlasnie jako czesc tej formy teatralnej.
Poczatkowo, taniec Sattriya byl wykonywany jedynie przez mnichow w klasztorach zwanych Sattra (stad tez nazwa tanca) jako czesc codziennego rytualu. W polowie XIX wieku taniec ten wyszedl z klasztorow i zaczal byc prezentowany w audytoriach, a wykonawcami byli juz nie tylko mezczyzni, ale tez kobiety. 15 Listopada 2000 roku to wazna data w historii tego tanca - tego wlasnie dnia Sangeet Natak Akademi, czyli organizacja rzadowa zajmuja ca sie kultura dolaczyla taniec Sattriya do listy klasycznych tancow indyjskich.
Piekne kostiumy - kremowa spodnica z tradycyjnymi czerwonymi wzorami, czerwona bluzka i inne ozdoby dla kobiet i biale dhoti oraz biala "czapeczka" na glowie sprawiaja ze widzowie przenosza sie w czasie i przestrzeni i przezywaja po raz kolejny zabawy Kryszny i jego pasterek (wiekszosc tancow poswiecona jest wlasnie Krysznie, albo Ramie). Wiecej o tancu kiedy indziej - teraz czas spac. Tylko taka mala refleksja... Pokaz Sattriya, na ktorym ostatnio bylam byl bezplatny, a tanczyla jedna z najbardziej znanych tancerek w Assamie Indira P P Boda i jej studentki.... Na widowni osob bylo mniej wiecej tyle samo co na scenie... Mozna byl zliczyc widzow na placach obu rak. To przykre. Bardzo przykre. Niedlugo na swiecie zostanie nam tylko Mac Donald... A ja burgerow nie lubie.

Thursday, February 18, 2010

Thali





















Ostatnio zrobilo sie nieco powaznie, wiec dzis dla relaksu (wdech i wydech badz tez inhale.... exhale, jak kto woli) porozmawiamy o czyms co wszyscy chyba lubimy.
Jedzenie! Uwielbiam indyjskie jedzenie i czesto bardzo ale to bardzo zadziwia mnie to, ze nie udalo mi sie w Indiach przytyc. (jak na razie). Nie bedzie przepisow, bo to nie ma byc ksiazka kucharska, ale za to bedzie o bardzo popularnym koncepcie thali, czyli talerza pelnego wszelakich potraw.
Niemal kazda przydrozna dhaba (budka, ktora ma sluzyc za restauracje w wersji "jesli sanepid do nas przyjdzie to zwiewamy gdzie sie tylko da, zeby nas nie zamkneli w wiezieniu za zle warunki sanitarne"), restauracja, czy pieciogwiazdkowy hotel (w wersji "niewazne, w ktorym miejscu na ziemi jestes nasz hotel bedzie zawsze wygladc tak samo") oferuja thali, czyli pelen posilek.
Thali oznacza "talerz". Indyjski talerz ma w sobie duzo uroku, wierzcie mi. Na poludniu Indii bardzo czesto zamiast talerzy uzywa sie lisci palmowych, ktore po skonczonym posilku zwija sie i wyrzuca. Czesto widac tez jak uczniowie szkol, albo podrozni wyciagaja z toreb swoj posilek zawiniety w taki wlasnie zielony lisc. Ma to zapewnic doskonaly smak i swiezosc potrawom.
Na polnocy Indii je sie natomiast najczesciej z prostokatnych lub okraglych metalowych talerzy z przegrodkami na roznego rodzaju potrawy, ryz i placki, albo tez z plaskich talerzy, na ktorych stoi wiele miseczek wypelnionych po brzegi kolorowym jedzeniem. Na zdjeciu mozecie zobaczyc co zjadlam wczoraj na obiad. Chyba juz rozumiecie dlczego zadziwia mnie fakt, ze ciagle slysze ze jestem tak szczupla :)
Na moim talerzu, w wersji poludniowo-indyjskiej sa: w srodku 3 puri -placki smazone w glebokim oleju, po lewej stroni na osobnym talerzu papad, czyli prazynka w wersji gigant, po prawej stronie w osobnej miseczce widac gorke ryzu, a na talerzu: ukryte pod puri rasam, czyli ostra zupe, ktora jest fantastycznym lekarstwem na katar i przeziebienie, a potem od lewej kolejno: korma warzywna, czyli warzywa w gestym sosie, "sucha" potrawa z warzyw, chatni- gesty sos-krem z przyprawami, uzywany tak jak u nas dip, slodycz, raita - salatka z warzyw w jogurcie, daal- gesta zupe z soczewicy itp., znow raita (tym razem bonusowa :) ), jogurt, sambar - ostra gesta zupa z warzywami.
Przyznam sie szczerze, ze nie moglam sie potem ruszyc :)
Thali w wersji polnocno-indyjskiej to najczesciej z kolei: roti - placki, shahi paneer - ser paneer (przepis juz kiedys podalam) w czerwonym sosie, daal - wspomniana juz zupa z soczewicy itp., ale przygotowana innaczej niz na poludniu, gulab jamun jako slodycz, czyli mikro paczek w syropie, raita, i czasem, ale nie zawsze ryz.
nie wiem jak wy ale ja zglodnialam....
Smacznego wszystkim :)

Sunday, February 14, 2010

Po zamachu w Punie 13.02.2010

Wczoraj wieczorem gdy wracalam do domu policjant w metrze nadspodziewanie dlugo przegladal moja torebke. Nie lubie kontroli, wiec poczulam sie nieco nieswojo pokazujac baterie w aparacie fotograficznym i otwierajac kosmetyczke pelna kajalu (czarna kredka do oczu), surmy (czarny proszek do oczu) i innych damskich przyborow. Metro bylo jak zwykle zatloczone przez ludzi, ktorzy wracali do domow smiejac sie i rozmawiajac o minionym dniu, o pracy, nadchodzacym slubie w rodzinie starszej corki mlodszego brata ojca itd. Dopiero dzis rano po otwarciu gazety zrozumialam przyczyny skrupulatnosci policjanta: Terror is back o 19.00 wybuchla bomba w popularnej wsrod turystow German Bakery niedaleko Ashramu Osho w Punie. 9 osob zabitych, a 33 ranne.
Przykro jest czytac o tym, ze miejsce, w ktorym wiele lat temu (rok 2000) jadlam pyszne sniadnanie zostalo zaatakowane przez terrorystow. Z drugiej jednak strony takich miejsc moglabym wymienic wiele - w 2002 roku pilam pyszne indyjskie piwo marki Kingfisher w cafe Leopold w Bombaju, ktora bylam jednym z celow ataku terrorystycznego rok temu, w 2005 roku tuz przed swietem Divali w Delhi bomby wybuchly w autobusach oraz na kilku popularnych targowiskach, miedzy innymi na moim ukochanym Sarojini Market. We wrzesniu 2008 kilka zsynchronizowanych ze soba bomb wybuchlo na Counnaught Place - ogromnym rondzie w samym centrum Delhi. Gdy wybuchaly ja zajeta bylam cwiczeniem swojego padam czy tez Varnam na zajeciach tanca w szkole, ktora znajduje sie kilkaset metrow od miejsca wybuchu. Gdy zajecia sie skonczyly nie dzialay telefony, nie mozna sie bylo nigdzie dodzwonic ani spytac co i gdzie sie stalo. Okolice Mandi House pelne byly policjantow, ktorzy nie pozwalali ludziom stac w wiekszych grupach, wszystkie kosze na smieci zostaly wywrocone do gory nogami (bomby podlozono wlasnie w koszach) i panowala bardzo napieta atmosfera. Pamietam bicie serca gdy raz po raz wystukiwalam na klawiaturze telefonu komorkowego numer A., ktory mieszkal bardzo blisko miejsca wybuchu i czesto chodzil na zakupy/spacer/piwo w poblize CP (to popularna nazwa Connaught Place). Pamietajac, jak kilka lat wczesniej bomby wybuchly w autobusach balam sie wracac do domu. Odwiezli mnie rodzice kolegi.
Strach. Strach to cel terrorystow. Strach przed wyjsciem na ulice, wsiasciem do autobusu, pojsciem do kina, zamieszkaniem w hotelu, itd. Ale strach tez ma swoje granice. Tego walsnie nauczylam sie mieszkajac tu w Delhi. Indie nie dadza sie nigdy zastraszyc terroryzmowi, ktory atakuje tchorzliwie z nienacka ukrywajac swoja twarz.
Tak, wszyscy przejma sie losem ofiar zamachow i ich rodzin, ale juz nastepnego dnia po zamachu zycie bedzie toczyc sie zupelnie normalnie. Otworza sie markety, rodziny pojda do kina, a ja wsiade do autobusu, w ktorym codziennie moge przeczytac napis umieszczony na siedzeniach: Strzez sie, pod twoim siedzeniem moze byc bomba.
Moze byc. To prawda. Moze byc bomba, ale Indie ucza tego, ze to co jest nam w zyciu pisane i czas, ktory jest nam dany nie zalezy od nas. Gdybym pojechala do Puny wczoraj a nie dziesiec lat temu? Gdybym 29.10.2005 poszla na zakupy na Sarojini Market, a nie na wystep mojej kolezanki z klasy? Nie mozna sie bac. Nalezy zyc codziennie pelnia tego co mamy dookola siebie. Sa rzeczy na ktore nie mamy wplywu, nie kazdy z nas ma szanse stac sie niesmiertelnym jak Markandeya. (Markandeya mial umrzec w wieku 16 lat, ale gdy Yama, indyjski bog smierci, przyszedl zarzucic na niego petle ktora wyciaga dusze z ciala Shiva kopnal go i tak Markandeya na wieki pozostal szesnastoletnim chlopcem)

Indie nie dadza sie zastraszyc terroryzmowi, gdyby mialy sie bac, to zaczelyby bac sie juz dawno, bo nawet oficjalna strona Indyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnetrznych podaje liste 34 organizacji dzialajacych na terenie Indii, ktore uwaza sie za majace powiazania z terroryzmem:



LIST OF ORGANISATIONS DECLARED AS TERRORIST ORGANISATIONS UNDER THE UNLAWFUL ACTIVITIES (PREVENTION) ACT, 1967
S.No. Organisation
1. United Liberation Front of Assam ( ULFA )
2. National Democratic Front of Bodoland ( NDFB ) in Assam
3. People’s Liberation Army ( PLA )
4. United National Liberation Front ( UNLF )
5. People’s Revolutionary party of Kangleipak ( PREPAK )
6. Kangleipak Communist Party (KCP)
7. Kanglei Yaol Kanba Lup ( KYKL )
8. Manipur People’s Liberation Front ( MPLF )
9. Revolutionary People’s Front (RPF ) in Manipur
10. All Tripura Tiger Force (ATTF)
11. National Liberation Front of Tripura (NLFT ) in Tripura
12. Hynniewtrep National Liberation Council (HNLC)
13. Achik National Volunteer Council ( ANVC ) in Meghalaya
14. Babbar Khalsa International
15. Khalistan Commando Force
16. International Sikh Youth Federation
17. Lashkar-E-Taiba/Pasban-E-Ahle Hadis
18. Jaish-E-Mohammed/Tahrik-E-Furqan.
19. Harkat-Ul-Mujahideen/Harkar-Ul-Ansar/Karkat-Ul-Jehad-E-Islami
20. Hizb-Ul-Mujahideen/Hizb-Ul-Mujahideen Pir Panjal Regiment
21. Al-Umar-Mujahideen
22. Jammu And Kashmir Islamic Front
23. Liberation Tigers of Tamil Eelam (LTTE)
24 Students Islamic Movement Of India
25. Deendar Anjuman
26. Communist Party of India (Marxist-Leninist)-People’s War,
All Its Formations And Front Organisations
27. Maoist Communist Centre (MCC), All Its Formations And Front Organisations
28. Al Badr
29 Jamiat-Ul-Mujahidde
30. Al-Qaida
31. Dukhtaran-E-Millat (DEM)
32. Tamil Nadu Liberation Army (TNLA)
33. Tamil National Retrieval Troops (TNRT)
34. Akhil Bharat Nepali Ekta Samaj (ABNES)


Indie nie dadza sie zastraszyc, bo nawet w momentach kryzysu jakim jest kolejny zamach wszsycy pamietaja o bohaterach tych poprzednich zamachow: o konduktorze autobusu, ktory wyrzucil z niego torbe z bomba, o 11-letnim chlopcu, ktory pokazal policjantom gdzie na CP zostaly podlozone kolejne bomby, ktore udalo sie rozbroic przed ich wybuchem.
Indie nie dadza sie zastraszyc i nie uwierza tez w to, ze terroryzm ma wiare. Terroryzm pozbawiony jest nie tylko twarzy (poza twarza Amjal Amir Kasaba, jedynego terrorysty, ktory przezyl w zeszlorocznej masakrze w Bombaju), ale rowniez i wyznania, bo przeciez ludzie ginacy w zamachach terrorystycznych przynaleza do roznych wyznan - sa wsrod nich muzulmanie, chrzescijanie, hinduisci, buddysci, dzinisci, protestanci i ateisci.
Indie nie dadza sie zastraszyc. Ja tez spokojnie wsiadlam dzis do metra i spedzilam mile popoludnie nad przepyszna poludniowoindyjska masala dosa (cos jak nalesenik nadziewany ziemniakami). Nie dam sie zastraszyc.

Saturday, February 13, 2010

Za co lubie Indie...

Za co lubie Indie? To pytanie zadawano mi chyba juz tysiac razy. Odpowiedz na pewno zmienila sie bardzo na przestrzeni tylu lat spedzonych w Indiach. Zniknela zapewne fascynacja egzotyka tego kraju, a wiele z rzeczy, ktore mnie kiedys fascynowaly staly sie po prostu codziennoscia - noszenie sari, kolczyk w nosie, dotykanie stop nauczyciela, malowanie na dloniach pieknych wzorow henna (mahendi)itd.
Mieszkam w Indiach, dlaczego wlasnie w Indiach , a nie w Polsce, Meksyku czy Japonii? Sama sie nad tym czesto zastanawiam.
Gdybym chciala zabrzmiec teraz intelektualnie, to powinnam powiedziec, ze fascynuje mnie roznorodnosc kulturowa tego kraju. To, ze jadac pociagiem zasypiam w wielkim miescie jakim jest Delhi, a nastepnego dnia rano, albo tez dwa dni pozniej budze sie gdzies wsrod palm i czerwonej ziemi karnataki, albo wysiadam rano z autobusu i widze przed soba wysokie gory... To, ze w Kerali moge pouczyc sie Kalaripayattu (sztuki walki), a w Manipurze Thang-ta (tez sztuki walki, ale wygladajacej zupelnie innaczej). To, ze taniec Kathak jest rozny od Bharatanatyam, Odissi, Manipuri, Kathakali, Sattriya, Mohinyattam, Kuchipudi itd.
Nie lubie byc napuszona intelektualistka. :) Prawda jest taka, ze najbardziej lubie w Indiach "male przyjemnosci", ktorych nie mozna doswaidczyc nigdzie indziej:

Slodka herbate z mlekiem, ktora pije sie na ulicy z malenkiej szkalneczki,
smak bhutta - kolby kukurydzy, ktora w gorace dni czerwca sprzedaja przypiekajac ja na wegielkach na chodniku,
mugphali - orzeszki, ktore najlepiej smakuja w zimie,
aloo chaat - smazone ziemniaki z przyprawami (na zdjeciu)
Gulab jamun - paczek w wersji mikro, ktory najsmaczniejszy jest zima,
za idli, za masala dose, za aloo chat, za meethi, za tysiace roznych pysznosci.



Uwielbiam kolory Indii. Kiedy idzie sie ulica widac niesamowite polaczenia przeroznych barw - kolorowe dupatty (dlugie chustki), czerwone, biale, niebieskie, rozowe, czarne, zielone, zolte sari, niesamowite kolory scian w domach - moj rozowy pokoj jest bardzo przytulny :)










Fascynuja mnie wciaz cotygodniowe uliczne targowiska, gdzie kupic mozna wszystko i wszystko wyglada tak atrakcyjnie - wodoodporne zegarki sprzedawane prosto z basenika z woda (niemal jak nasze biedne swiateczne karpie), bizuteria wiszaca na stoiskach, kolorowe plastikowe pudelka, w ktorych trzyma sie cukier, ryz i przyprawy aby uchronic je przed atakiem mrowek lub karaluchow.
Kocham pociagi mimo ich ciaglych spoznien, przykrego niekiedy zapachu i halasu. Pociag indyjski zyje wlasnym zyciem. Na kazdej stacji wsiadaja i wysiadaja sprzedawcy ksiazek/picia/jedzenia/gazet/bryloczkow do kluczy/mydla w papierku/zabawek/kart do gry/swietych obrazkow, zebracy spiewaja piosenki albo zamiataja podloge i prosza o datki.
Za kino w Bombaju, gdzie przed filmem odgrywany jest hymn Indii.
Za to, ze codziennie wieczorem moge za darmo obejrzec wystep taneczny/koncert muzyki itd.
Lubie Indie. Lubie Indie pomimo halasu, brudnych ulic, chaosu na ulicach, ogromnej biurokaracji, mimo tego ze codziennie ktos sie na mnie uporczywie patrzy w metrze lub w autobusie, mimo obdrapanych scian budynkow dookola, mimo klimatu Delhi gdzie w maju w dzien bedzie 47 stopni, a w styczniu w nocy tylko 6, mimo tego, ze kiedys w trakcie monsunu zgnily mi w domu skorzane buty przywiezione z polski, mimo biedy kontrastujacej z ogromnym bogactwem, mimo.... mimo.....
LUBIE INDIE

:)

Thursday, February 11, 2010

O Chhau slow kilka...

Chhaya, to w sanskrycie cien. cien, ktory moze ukryc nasze ja. Cien, ktory moze byc maska, pod ktora skryjemy swoja tozsamosc, przestanie istniec nasze ja, a my przeistoczymi sie w kogos innego. Chhau, to jeden z niewielu rodzajow tanca indyjskiego, w ktorym to cialo, a nie ukryta pod maska twarz jest glownym srodkiem ekspresji.

Sa 3 bardzo rozne od siebie style Chhau: Seraikella ze stanu Jharakhand, Mayurbhanj, z okolic Baripady w stanie Orissa i Purulia z Bengalu.
Nie wiadomo dokladnie jak bardzo odlegle sa poczatki chhau. Etymologia nazwy tez budzi watpliwosci. Niektorzy uwazaja, ze slowo "chhau" pochodzi od "chhauni" oznaczajcego koszary, co podkreslaloby, ze taniec ten jest zwiazany ze sztukami walki. Inni twierdza, ze nazwa tanca zwiazana jest ze slowem "chhai" lub"chhatak", ktore okresla klaunade, badz tez z juz wspomnianym slowem "chhaya" - cien.

Wszystkie style chhau oparte sa na cwiczeniach zwanych Parikhanda (od slow "pari" - tarcza i "khanda" - miecz) wykonywanych przez zolnierzy trymajacych w rekach wlasnie miecz i tarcze. Cwiczenia te maja na celu przygotowanie sprawnosciowe ciala i traktowane sa jako wstep do nauki wlasciwej techniki tanecznej. Podstawy techniki chhau stanowia: chaali - kroki taneczne, ktore sa odwzorowaniem otaczajacej nas natury, np. Baagh chaali - krok tygrysa, Mayoor chaali - krok pawia; khel rozne sposoby poslugiwania sie mieczem i uphli na ktore skalda sie 36 wystylizowanych ruchow opisujacych codzienne czynnosci wykonywane przez ludzi i zwierzeta.
Najciekawsza grupa krokow stanowia wlasnie uphli gdzie uzywajac tylko dolnych konczyn tancerz wykonuje ruchy oddajace czynnosci takie jak czyszczenie bransoletek, zakladanie sari, czy ukazujace pawia pijacego wode. Intersujace jest rowniez to, ze mimo iz tradycyjnie chhau bylo tanczone wylacznie przez mezczyzn, to az polowa z 36ciu uphli opisuje typowe zajecia mieszkanki indyjskiej wioski: kharikiba - zamiatanie podlogi, gobar kudha - zbieranie wysuszonych krowich plackow, sari pinda - nakladanie sari itd. Jest tez wiele choreografii w ktorych wystepuja kobiece postacie (takie jak Chandrabhaga, czy Durga) lecz tradycyjnie byly one tanczone przez mezczyzn przebranych za kobiety.
Wedlug jednego z moich 3 nauczycieli chhau - Guru Sapana Acharya w 1931 roku grupa tancerzy chhau z Seraikelli miala wyruszyc na turnee po europie i czlonkowie tejze grupy zadecydowali, ze zabiora ze soba rowniez 2 tancerki po to by uatrakcyjnic pokaz. W ciagu jednego tylko wieczoru skomponowano dla nich specjalna nowa choreografie "Devadasi" i od tego czasu kobiety zostaly rowniez dopuszczone do nauki chhau.


Maska to kolejny wazny, a moze nawet najwazniejszy element chhau. Moj Guru ji czesto powtarza, ze chhau nie moze istniec bez maski, bo twarz nie jest w stanie w pelni odawac emocji jesli cialo jest w ciaglym ruchu. Twarz tancerz jest ukryta pod maska i dlatego wszystkie emocje musz byc przekazane przez stylilizowane pozy i ruchy ciala. W chwili obecnej maski uzywane sa w Seraikella i Purulia chhau. W Mayrbhanj chhau masek uzywa sie bardzo sporadycznie, chociaz byly one w uzyciu az do dziewietnastego wieku. Maski Seraikella chhau sa moim zdaniem bardzo lyriczne i sugestywne z pieknie namalowanymi, nieco rozmazonymi oczami, a Purulia chhau uzywa bardziej skomplikowanych masek i nakryc glowy, ktore swoim wygladem przypominaja wizerunki bostw w bengalskich swiatyniach.


Seraikella wydaje sie byc najbardziej delkatnym ze wszystkich 3 stylow, choc rowniez i w tej odmianie chhau niektore choreografie oparte sa na tancach wojownikow. Uklady taneczne chhau z Puruli maja w sobie wiele elementow akrobatycznych, ze skokami, saltami itd. Mayurbhanj chhau zachowalo natomiast duzo ze swoich korzeni zwiazanych ze sztukami walki - wiele choreografi reprezentuje pojedynki miedzy grupami tancerzy, lub pojedynczymi wojownikami.
Ciekawe jest rowniez to, ze artysci zwiazani z Purulia chhau przynaleza zazwyczaj do spolecznosci plemiennej (Mura, Bhumij, Kurmi)i ze ta odmiana chhau nie byla nigdy objeta patronatem z strony wladcow Puruli. W wypadku Mayurbhanj chhau wladcy z regionu Baripada byli patronami tanca, choc sami nie byli bezposrednio powiazani z tancem. Jedynie w wypadku Seraikella chhau czlonkowie rodziny krolewskiej byli nie tylko patronami tej sztuki, ale rozwniez tancerzami i cenionymi choreografami. Maharaja Bijoy Pratap Singh Deo jest uwazany za najwiekszego choreografa i reformatora Seraikella chhau. Wedlug mojego Guru ji Sapana Acharya na poczatku dwudziestego wieku Rabindranath Tagore, jeden z najwiekszych poetow indyjskich, zostal zaproszony na pokaz Seraikella chhau. Po wystepie skomentowal on tak " piekny taniec, ale brak w nim emocji (bhav)". Wtedy to Maharaja Bijoy Pratap Singh Deo postanowil wprowadzic zmiany w tancu chhau - wprowadzil on nowe motywy i tak obok znanych juz choreografi o charakterze mitologicznym (Chandrabhaga), czy sztuk walki pojawily sie choreografie zwiazane z emocjami towarzyszacymi zyciu ludzkiemu, np. Nabik (przewoznik lodzia).


Ze szczegolnym podziekowaniem dla A. Zawsze lubilam sluchac twoich bajek... i zebys wiedzial, ze w zyciu nigdy nie jest za pozno.

Wednesday, February 10, 2010

O Khajuraho slow kilka

Ale na prawde tylko kilka, bo mowic i opisywac mozna by godzinami.
Khajuraho to malenka miejscowosc, w ktorej znajduja sie hotele, restauracje, sklepy, kilka budynkow mieszkalnych i swiatynie, ktore slynne sa na calym swiecie z plaskorzezb przedstawiajacych roznego rodzaju "milosne igraszki" (ah, ten cudowny indologiczny zargon :) )
Zdjecia juz widzieliscie, ale teraz moze kilka slow o historii.
Khajuraho to kompleks kilkudziesieciu mniejszych lub wiekszych swiatyn, ktore zostaly zbudowane na przestrzeni 200 lat od 950 do 1150 roku. Wiele ze swiatyn zniknelo gdzies w jungli otaczajacej miejscowosc, ale kilkanascie przetrwalo do naszych czasow w dosc dobrym stanie. Jak juz powiedzialam swiatynie slyna z erotycznych plaskorzezb i takie polaczenie erotyzmu i religijnosci jest czesto szokujace dla kogos niewtajemniczonego w kulture indyjska.
(Od razu moze dodam, ze kiedy mowie o kims niewtajemniczonym w Indie, to wcale nie mam na mysli osob, ktore urodzily sie poza indiami, mysle, ze tego samego okreslenia mozna uzyc w stosunku do przecietnego mieszkanca wielkich miast indyjskich)
Przede wszystkim fragmenty erotyczne stanowia tylko czesc plaskorzezb w Khajuraho. Zewnetrzne sciany swityn przedstawiaja wszelkiego rodzaju wydarzenia z zycia ludzi - sa tancerki, muzycy, kobiety myjace wlosy, wojownicy itd. erotyka pojawia sie tu wiec jako nieodlaczna czesc zycia, podobnie z reszta jak smierc, ale o tym napisze innnym razem.
Rozne sa interpretacje erotyki swiatynnej z Khajuraho. Niektorzy uwazaja, ze wizerunki te przedstawiaja tantryczne praktyki. Kiedy przyjzec sie z bliska wizerunkom postaci to na ch twarzach maluje sie spokoj wewnetrzny i uniesienie. Inni uwazaja, ze to, ze sceny erotyczne sa wyrzezbione jedynie na zewnetrznych scianach swaityn oznacza, ze przed wejsciem do sanctum sanctorum powinnismy porzucic nasze wszelkie doczesne zachcianki.
Mysle, ze tak na prawde nie wazne jest dlaczego te wizerunki znajduja sie w swiatynich, wazne jest to, ze Khajuraho jest piekne... Ja godzinami moglabym ogladac tamtejsze swiatynie i na pewno jeszcze tam kiedys znow pojade...

Tym razem wyjazd do Khajuraho byl dla mnie nie tylko wypoczynkiem od glosnego i zakurzonego Delhi, ale tez spelnieniem jednego z marzen. Co roku w lutym w Khajuraho odbywa sie jeden z wazniejszych festiwali tanca w Indiach, a jesli dodam, ze jest on transmitowany na zywo przez indyjska telewizje to jest on chyba festiwalem tanca z najwieksza widownia.


Tanczyc w Khajuraho to niesamowite przezycie.... Pieknie oswietlona scena a z tylu ksiezyc i budynki swiatyni... Czulam sie troche jak Devadasi - tancerka swiatynna.
Niedlugo znow bedzie program o ktorym od dawna marzylam, ale tym razem stoje przed trudnym wyborem - Tanjavur czy Maduraj????? Ci ktorzy wiedza o czym mowie wiedza jaki to ciezki wybor...

A to wlasnie ktos mi przyslal, chociaz nie przypominam sobie, zebym cos takiego mowila :)
Krotki artykul o artystach wystepujacych w tym roku w Khajuraho.

Friday, February 5, 2010

Chhau

Krotkie video moich uczniow chhau :) to byla pierwsza grupa, ktora kiedykolwiek uczylam tego tanca. Kazdy z tych chlopcow stal sie dla mnie kims specjalnym... Byli moimi dziecmi, a ja moglam lepic ich ciala jak gline. To fragment prezentacji tego czego nauczylam ich w ciagu 2 tygodni zajec, wiekszosc z nich nie miala nigdy wczesniej zadnego treningu tanecznego. A ja nigdy wczesniej nie probowalam grac na dholu :)
Przepraszam was za kiepska jakosc nagrania - nie stac mnie jeszcze na dobra kamere video.

Khajuraho




Monday, February 1, 2010

Twarze Indii...



Nie pamietam jak wygladal. Moze byl podobny do chlopca na tym zdjeciu, moze nie. Pamietam tylko dworzec. Ponury dworzec w amritsarze i rozesmiana twarz malego, moze 10letniego chlopca.
To byl moj drugi pobyt w Indiach. Podrozowalam wtedy z kolezanka i plecakiem, a raczej z kolezanka i 2ma plecakami - jej i momim. Pojechalysmy do Amritsaru obejrzec Zlota Swiatynie i musialysmy zlapac pociag powrotny do Delhi. Nie bardzo wiedzialysmy gdzie zarezerwowac sobie bilet - to nie jest takie proste, bilety rezerwuje sie na co najmniej kilka dni wczesniej w osobnej kasie, a rezerwacja miejsc w pociagu odjezdzajacym tego samego dnia juz gdzie indziej. Chwile blakalysmy sie pod jedna z kas, az nagle podszedl do nas maly chlopiec i bardzo chcial nam wyczyscic buty. Odgonilysmy go. Wrocil po chwili usmiechniety i powiedzial, ze zaprowadzi nas do wlasciwej kasy biletowej. Nie mialaysmy innego wyjscia jak skorzystac z jego pomocy, a ze podrozowalysmy juz wtedy przez jakis czas spodziewalysmy sie, ze konieczne bedzie pozniej dac mu napiwek za mila pomoc. Dotarlismy do kas, wyciagnelysmy z kieszeni 10 rupii i chcialysmy dac naszemu nowemu koledze, ktory spojrzal na banknot i niesmialo spytal czy moze nam wyczyscic buty. Odmowilysmy, a nasz kolega..... poszedl sobie!!!!!! a my stalysmy pod kasami nieco oslupiale z 10rupiowym banknotem w reku...
Po jakims czasie nasz kolega zjawil sie w poczekalni kolejowej i zaczelismy rozmawiac. Widac po nim bylo, ze jest biedny, wiec spytalysmy czy nie mialby ochoty na cps do jedzenia. Odmowil, ale jego oczy patrzyly lapczywie w kierunku stoiska z chipsami i coca-cola. Nie pytajac po raz drugi kupilysmy mu chipsy i coca-cole i siedzielismy sobie przez chwile razem bawiac sie i rozmawiajac. W pewnej odleglosci od nas siedzial jeszcze jeden chlopiec i staruszka (ktora pewnie miala nie wiecej niz 50 lat, a wygladala na prawie 90), ktorzy wygladali na mieszkancow dworca. Nasz kolega powiedzial ze to jego dobrzy przyjaciele i czy nie moglybysmy kupic im herbaty. Nie chcialo nam sie wstawac z miejsca,m wiec cala trojka dostala 10 rupii i udala sie w kierunku stoiska z herbata.
Nasz pociag byl poznym wieczorem, musialysmy czekac na nego kilk godzin, ale byl to barzo przyjemny czas. Siedzialysmy sobie na peronie my 2, nasze 2 plecaki, a obok nas nasz kolega czyscibut i jego przyjaciel - chory na polio zebrak z tak powykrecanymi konczynami, ze poruszal sie jak pajak na czterech nogach. Zartowalismy, jedlismy chipsy bananowe, chlopcy spiewali piosenki i tych kilka godzin do przyjazdu pociagu minelo nam jak pare minut.

Chlopcow takich jak ten, ktorego spotkalam jest tysiace. Nigdy nie chodzili do szkoly. Sa czesto bici przez mafie, ktora odbiera im pieniadze. Wiekszosc z nich nie dojada, wielu nie ma rodzicow, albo uciekli z domu. Spia gdzies w poblizu stacji, czesto w szparze pomiedzy szynami a peronem kolejowym. Zdarza sie czesto, ze sa gwalceni przez innych starszych i silniejszych mieszkancow dworca. Nigdy nie wiem jak sie zachowac wobec tych dzieci, ktore tak na prawde sa o wiele bardziej dorosle i samodzielne niz ja. Nie pochwalam dawania zebrakom pieniedzy, ale bardzo czesto jesli tylko moge dam cos do jedzenia, kupie lody, zrobie zdjecia (tak - dzieci dworcowe czesto same prosza zeby zrobic im zdjecia, ogladaja sie potem na wyswietlaczu aparatu cyfrowego i sa cale szczesliwe, ze przez chwile moga sie z kims pobawic), chwile porozmawiam.
Kazde spotkanie z takim dzieckiem sprawia, ze zdaje sobie sprawe z tego jak wiele tak na prawde mam, a jak malo moglabym miec... i zawsze kiedy jestem na dworcu w Amritsarze mam nadzieje, ze chlopiec ktorego wtedy spotkalam zyje, ze moze nie mieszka juz na dworcu, ze moze ktos zapisal go do szkoly...