Za co lubie Indie? To pytanie zadawano mi chyba juz tysiac razy. Odpowiedz na pewno zmienila sie bardzo na przestrzeni tylu lat spedzonych w Indiach. Zniknela zapewne fascynacja egzotyka tego kraju, a wiele z rzeczy, ktore mnie kiedys fascynowaly staly sie po prostu codziennoscia - noszenie sari, kolczyk w nosie, dotykanie stop nauczyciela, malowanie na dloniach pieknych wzorow henna (mahendi)itd.
Mieszkam w Indiach, dlaczego wlasnie w Indiach , a nie w Polsce, Meksyku czy Japonii? Sama sie nad tym czesto zastanawiam.
Gdybym chciala zabrzmiec teraz intelektualnie, to powinnam powiedziec, ze fascynuje mnie roznorodnosc kulturowa tego kraju. To, ze jadac pociagiem zasypiam w wielkim miescie jakim jest Delhi, a nastepnego dnia rano, albo tez dwa dni pozniej budze sie gdzies wsrod palm i czerwonej ziemi karnataki, albo wysiadam rano z autobusu i widze przed soba wysokie gory... To, ze w Kerali moge pouczyc sie Kalaripayattu (sztuki walki), a w Manipurze Thang-ta (tez sztuki walki, ale wygladajacej zupelnie innaczej). To, ze taniec Kathak jest rozny od Bharatanatyam, Odissi, Manipuri, Kathakali, Sattriya, Mohinyattam, Kuchipudi itd.
Nie lubie byc napuszona intelektualistka. :) Prawda jest taka, ze najbardziej lubie w Indiach "male przyjemnosci", ktorych nie mozna doswaidczyc nigdzie indziej:
Slodka herbate z mlekiem, ktora pije sie na ulicy z malenkiej szkalneczki,
smak bhutta - kolby kukurydzy, ktora w gorace dni czerwca sprzedaja przypiekajac ja na wegielkach na chodniku,
mugphali - orzeszki, ktore najlepiej smakuja w zimie,
aloo chaat - smazone ziemniaki z przyprawami (na zdjeciu)
Gulab jamun - paczek w wersji mikro, ktory najsmaczniejszy jest zima,
za idli, za masala dose, za aloo chat, za meethi, za tysiace roznych pysznosci.
Uwielbiam kolory Indii. Kiedy idzie sie ulica widac niesamowite polaczenia przeroznych barw - kolorowe dupatty (dlugie chustki), czerwone, biale, niebieskie, rozowe, czarne, zielone, zolte sari, niesamowite kolory scian w domach - moj rozowy pokoj jest bardzo przytulny :)
Fascynuja mnie wciaz cotygodniowe uliczne targowiska, gdzie kupic mozna wszystko i wszystko wyglada tak atrakcyjnie - wodoodporne zegarki sprzedawane prosto z basenika z woda (niemal jak nasze biedne swiateczne karpie), bizuteria wiszaca na stoiskach, kolorowe plastikowe pudelka, w ktorych trzyma sie cukier, ryz i przyprawy aby uchronic je przed atakiem mrowek lub karaluchow.
Kocham pociagi mimo ich ciaglych spoznien, przykrego niekiedy zapachu i halasu. Pociag indyjski zyje wlasnym zyciem. Na kazdej stacji wsiadaja i wysiadaja sprzedawcy ksiazek/picia/jedzenia/gazet/bryloczkow do kluczy/mydla w papierku/zabawek/kart do gry/swietych obrazkow, zebracy spiewaja piosenki albo zamiataja podloge i prosza o datki.
Za kino w Bombaju, gdzie przed filmem odgrywany jest hymn Indii.
Za to, ze codziennie wieczorem moge za darmo obejrzec wystep taneczny/koncert muzyki itd.
Lubie Indie. Lubie Indie pomimo halasu, brudnych ulic, chaosu na ulicach, ogromnej biurokaracji, mimo tego ze codziennie ktos sie na mnie uporczywie patrzy w metrze lub w autobusie, mimo obdrapanych scian budynkow dookola, mimo klimatu Delhi gdzie w maju w dzien bedzie 47 stopni, a w styczniu w nocy tylko 6, mimo tego, ze kiedys w trakcie monsunu zgnily mi w domu skorzane buty przywiezione z polski, mimo biedy kontrastujacej z ogromnym bogactwem, mimo.... mimo.....
LUBIE INDIE
:)
Saturday, February 13, 2010
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.